§1
Wszyscy żydzi [sic!] i żydówki [sic!], przebywające w Generalnym Gubernatorstwie a mające ukończone 10 lat życia, obowiązani są nosić, zaczynając od 1 grudnia 1939 r., na prawym rękawie ubioru i wierzchniego ubioru biały pasek o szerokości co najmniej 10 cm, zaopatrzony w gwiazdę syjońską.
§2
Opaski te winni żydzi [sic!] i żydówki [sic!] sprawić sobie sami i zaopatrzyć odpowiednim znakiem.
§3
1) Winni wykroczenia podlegają karze więzienia.
2) Dla zawyrokowania właściwe są Sądy Specjalne.
Kraków, 23 listopada
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Niemcy zarekwirowali nasz sklep i mieszkanie. Mieszkamy teraz u krewnych na ulicy Narutowicza, blisko mojej szkoły. Szkoła ciągle jeszcze działa, choć bardzo niewielu uczniów przychodzi na lekcje. Boją się wychodzić z domu. Okrucieństwo Niemców wzrasta z dnia na dzień, zaczynają porywać młode dziewczęta i chłopców, żeby używać ich do swych koszmarnych „zabaw”. Zbierają pięć do dziesięciu par w jednym pokoju, każą im się rozebrać i zmuszają do tańca przy muzyce z gramofonu.
Łódź, 18 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Świta, budzę się, robi się widno, wokół panuje cisza. [...] Po pewnym czasie rozpoczynają się rozmowy — pora wstawania, ubierania się — wstają pracownicy i dyżurni, reszta leży. No bo i po co wstawać? Dzień za dniem przechodzi bez żadnych zajęć. Z każdym dniem zaniedbujemy się fizycznie i moralnie. [...] Wszyscy oblepiają piecyk, odpychają się nawzajem, czekają na posiłki. Od śniadania do obiadu, od obiadu do kolacji. Dzień mija bez żadnych wartości. Nikt się nie uczy, mało kto czyta i pisze. Rzadko kiedy się śpiewa. Przecież jesteśmy dziećmi, młodzieżą... [...]
Wieczór. Znów uganianie się za chłopcami, nim pójdą spać. Jesteśmy śpiący, lecz nie chce nam się położyć. Jest zimno. [...] W sypialniach siedzimy przy piecykach. Nikt się nie kładzie. Opowiadamy o lepszych czasach i co kto robił, a przede wszystkim — co kto jadł.
Warszawa, 10 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Wiosna jest piękna, ale nie śmiemy wychodzić na ulicę. Wszędzie Niemcy urządzają łapanki na ludzi – także kobiety i dzieci – i zmuszają złapanych do ciężkiej pracy. Nie tyle przeraża nas ta praca, co okropne szykany, jakim poddawane są ofiary. Lepiej ubrane żydowskie kobiety są zmuszane do sprzątania hitlerowskich kwater. Niemcy każą im zdejmować bieliznę i używać jej jako szmat do podłóg i okien. Nie trzeba dodawać, że często prześladowcy wykorzystują okazję, żeby się na swój sposób zabawić.
Warszawa, 5 kwietnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Udało nam się zdobyć oddzielne mieszkanie w tym samym domu, w którym dotąd mieszkaliśmy kątem. Matka przypięła na drzwiach swoją wizytówkę z napisem „obywatelka amerykańska”. Napis ten jest cudownym talizmanem przeciw niemieckim bandytom, którzy swobodnie wchodzą do wszystkich żydowskich mieszkań. Gdy tylko przy bramie naszego domu pojawiają się niemieckie mundury, sąsiedzi przychodzą do nas i błagają, żeby pozwolić im skorzystać z dobrodziejstwa cudownego znaku. Wtedy nasze dwa maleńkie pokoiki wypełniają się po brzegi, bo jakże byśmy mogli komukolwiek odmówić. Wszyscy nasi sąsiedzi trzęsą się ze strachu i z cichą modlitwą na ustach spoglądają na dwie małe amerykańskie flagi wiszące na ścianie.
Żydzi będący obywatelami państw neutralnych nie są obowiązani do noszenia opasek i wykonywania niewolniczej pracy. Nic więc dziwnego, że wielu stara się otrzymać takie dokumenty, ale nie wszyscy mają środki, by je zdobyć, czy odwagę, by ich używać. Dwoje moich przyjaciół uzyskało papiery świadczące o tym, że są obywatelami jednej z południowoamerykańskich republik. Dzięki tym dokumentom mogą swobodnie poruszać się po mieście. […] Mogą nawet jeździć na wieś, żeby kupować żywność. Z takimi dokumentami mają 90% szans na przetrwanie – reszta Żydów ma najwyżej 10%.
Warszawa, 28 kwietnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
W tym miesiącu odbyło się nasze pierwsze przedstawienie w biurze Wspólnego Komitetu Dystrybucyjnego na ulicy Przejazd nr 5. Sukces przeszedł wszelkie oczekiwania, a zyski były znaczne. Natychmiast poproszono nas o następne przedstawienia i wszystkie udały się. Nasza łódzka grupa bardzo jest dumna, że tak zawojowała Warszawę. Niektórzy z nas są teraz dość znani wśród żydowskiej ludności. Głos Hary'ego [Karczmara] wszystkie dziewczyny, dowcipna konferansjerka Stefana [Mandeltorta] wywołuje burzliwy aplauz, a Olgę [Szmuszkiewicz] wychwalają za grę na fortepianie. Jeśli chodzi o mnie, rozpowszechniane są najbardziej fantastyczne wieści – to robota Harry'ego. Ludzie zastanawiają się, czy rzeczywiście to prawda, że słabo mówię po polsku i że występowałam w Ameryce. Na każdym przedstawieniu muszę powtarzać pierwszą piosenkę „Moonligcht and Shadow” po kilka razy. Inni członkowie naszej grupy są także bardzo popularni. Przyjęliśmy nazwę: Łódzki Zespół Artystyczny – w skrócie ŁZA. To dziwnie symboliczne.
Warszawa, 11 września
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
1. Na podstawie rozporządzenia o ograniczeniach pobytu w Generalnym Gubernatorstwie z dnia 13 września 1940 […] tworzy się w mieście Warszawie dzielnicę żydowską, w której mają zamieszkać żydzi [sic!], mieszkający w Warszawie lub przesiedlający się do niej.
[…]
2. Polacy, mieszkający w dzielnicy żydowskiej, mają przenieść się do dnia 31.10.1940 do pozostałego obszaru miasta. Urząd mieszkaniowy polskiego zarządu miejskiego dokonuje przydziału mieszkań.
O ile w powyższym terminie Polacy nie opróżnią mieszkań w dzielnicy żydowskiej, będą stamtąd wysiedleni przymusowo. W następstwie wysiedlenia przymusowego wolno im będzie wziąć ze sobą tylko pakunek uchodźczy, pościel i przedmioty pamiątkowe.
Warszawa, 2 października
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Widziałem dziś taki obrazek: uczniowie szkoły imienia Konarskiego bili na ulicy Żydów. Starsi chrześcijanie przeciwstawiali się i powstało z tego powodu zbiegowisko. Jest to bardzo częste zjawisko — Polacy reagujący na napaści chrześcijan [na Żydów]. Jest to zjawisko niespotykane przed wojną.
[...] Dziś, w sobotę 12 października, było strasznie. Zapowiedziano przez megafon podział miasta na trzy części: niemiecką, obejmującą Śródmieście wraz z Nowym Światem, polską i żydowską. Do końca października wszyscy — oprócz Niemców — muszą się przeprowadzić, bez mebli. W naszej kamienicy rozpacz. Właścicielka domu mieszka już od 37 lat w mieszkaniu, które winna opuścić bez sprzętów. [...]
Dzisiaj [...] Gmina Żydowska była oblężona przez setki ludzi, którzy chcieli się dowiedzieć, jakie ulice obejmuje getto. [...] Całe miasto wytapetowane jest białymi kartkami o zamianie mieszkań przez Żydów i chrześcijan.
Warszawa, ok. 12 października
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Wiadomości z teatru wojny stają się coraz bardziej monotonne. Nikt już prawie nie wierzy w rychłe jej zakończenie i w szczęśliwy dla nas jej wynik. Przedwczoraj wielkie poruszenie wywołała wiadomość o utworzeniu getta w Warszawie i o nakazanym w związku z tym przesiedleniu Polaków i Żydów do końca tego miesiąca. Wczoraj rozeszła się pogłoska, że zarządzenie to zostało wstrzymane na pół roku. Podejrzewam, że wyszła ona od Żydów.
Grodzisk Mazowiecki, 17 października
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dziś oficjalnie założono żydowskie getto. Żydom zakazano poruszać się poza granicami wyznaczonymi przez konkretne ulice. Jest duży ruch. Nasi ludzie nerwowo biegają ulicami i szeptem przekazują sobie różne wiadomości, jedna bardziej fantastyczna od drugiej.
Rozpoczęto już pracę przy budowie muru granicznego, który ma mieć dwa i pół metra wysokości. Żydowscy murarze nadzorowani przez hitlerowskich żołnierzy kładą cegłę za cegłą. Ci, którzy nie pracują dość szybko, są bici przez nadzorców. […]
Na końcu ulic, na których ruch nie został całkowicie wstrzymany, znajdują się niemieckie posterunki. Niemcy i Polacy są wpuszczani do izolowanej dzielnicy, ale nie wolno im wnosić żadnych paczek. Pojawia się przed nami widmo głodu.
Warszawa, 15 listopada
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Dzień, w którym utworzono getto, sobota 16 listopada, był straszny. Ludność nie wiedziała jeszcze, że getto zostanie zamknięte, dlatego [wiadomość o tym] spadła jak grom. Na wszystkich skrzyżowaniach stały posterunki niemieckich, polskich i żydowskich policjantów, którzy kontrolowali, kto ma prawo przejść. Okazało się, że hale targowe są zamknięte dla kobiet żydowskich. Od razu zabrakło chleba i innych produktów. Od owego czasu szaleje prawdziwa orgia drożyzny.
Na Chłodnej i Żelaznej ćwiczenia gimnastyczne z kamieniami lub cegłami dla tych, którzy zbyt późno zdjęli czapki. Starszym Żydom również każą robić przysiady. Rozrzucają skrawki papieru i każą zebrać je z błota, a schylających się kopią. [...] Ulicą Leszno przejeżdżał na rowerze jakiś wojskowy, zaczął bić przechodzącego Żyda, rozkazał mu położyć się w błocie i całować chodnik. Fala okrucieństwa [zalała] całe miasto, jak gdyby na znak dany z góry.
Getto warszawskie, 16 listopada
Emanuel Ringelblum, Kronika getta warszawskiego, wrzesień 1939 – styczeń 1943, opracował Artur Eisenbach, przełożył z jidysz Adam Rutkowski, Warszawa 1988.
Ulice są puste. We wszystkich domach odbywają się nadzwyczajne zebrania. Potworne napięcie. Niektórzy żądają zorganizowania protestu. To głos młodzieży; starsi uważają ten pomysł za niebezpieczny. Jesteśmy odcięci od świata. Nie ma radia, nie ma telefonu, nie ma gazet. Zezwolenie na posiadanie telefonu mają tylko szpitale i posterunki polskiej policji znajdującej się wewnątrz getta.
Żydom, którzy dotąd mieszkali po stronie „aryjskiej”, kazano przeprowadzić się przed 12 listopada. Wielu zwlekało do ostatniej chwili licząc na to, że Niemcy w wyniku protestów i łapówek odwołają zarządzenie dotyczące getta. Ale ponieważ to nie nastąpiło, wiele osób zostało zmuszonych do opuszczenia pięknie umeblowanych mieszkań w jednej chwili – przybyli oni do getta z paroma tobołkami w ręku.
Warszawa, 20 listopada
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Getto jest izolowane już od tygodnia. Mury z czerwonej cegły zamykające ulice getta bardzo urosły. W naszym nieszczęsnym osiedlu brzęczy jak w ulu. W domach i na podwórkach, gdzie tylko nie sięgają uszy gestapo, ludzie nerwowo dyskutują nad tym, co naprawdę mają na celu hitlerowcy izolując żydowską dzielnicę. I w jaki sposób będziemy otrzymywać zaopatrzenie? Kto będzie utrzymywał porządek? A może rzeczywiście będzie lepiej, może zostawią nas w spokoju?
Dziś po południu wszyscy członkowie zespołu ŁZA [Łódzki Zespół Artystyczny] zebrali się u mnie w domu. Siedzieliśmy otępiali i nie wiedzieliśmy, co robić. Teraz wszystkie nasze wysiłki są niepotrzebne. Kogo obchodzi teatr? Wszyscy myślą tylko i wyłącznie o jednym: o getcie.
Warszawa, 22 listopada
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Wybrałem się do Warszawy [...]. Z kolejki przesiadłem się od razu do tramwaju numer dwadzieścia siedem, jadącego na Żoliborz. Musiałem dwa razy przejeżdżać przez getto w przededniu zamknięcia. Były tam takie tłumy ludzi na chodnikach i na jezdniach, jakby się odbywała bezustanna demonstracja. Przy przechodzeniu przez ulicę wszyscy Żydzi obnażali głowy. Tramwaj dwukrotnie był rewidowany przez żandarmerię w poszukiwaniu artykułów spożywczych. Podobno już kilku przekupniów chrześcijan zastrzelono. Na jednym położono chleb i masło dla odstraszenia innych. Śmierć ponieśli bodaj ci, którzy odmówili wypełnienia upokarzających praktyk. Schwytanym przekupniom bowiem kazali Niemcy całować Żydów w obnażone pośladki. Jednej babie kazano lizać Żyda w wysmarowany jej śmietaną zadek.
Warszawa, 25 listopada
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Sprawa zdobywania żywności staje się coraz bardziej paląca. Oficjalne kartki żywnościowe uprawniają do nabycia ćwierci funta chleba dziennie, jednego jajka i kilograma marmolady z warzyw (słodzonej sacharyną) raz na miesiąc. Funt ziemniaków kosztuje złotego. Zapomnieliśmy już, jak smakują świeże owoce. Niczego nie wolno sprowadzać z „aryjskiej” strony, choć wszystkiego jest tam pod dostatkiem. Ale głód i żądza zysku są silniejsze niż strach przed karami, jakie grożą szmuglerom, a szmugiel staje się stopniowo ważnym przemysłem.
Ulica Sienna, będąca jedną z granic getta, oddzielona jest murami jedynie od przecznic; domy, których podwórza wychodzą na ulicę Złotą, czyli tzw. drugą stronę, są na razie oddzielone od świata zewnętrznego kolczastymi drutami. Większość przemytu odbywa się tutaj. Nasze okna wychodzą właśnie na takie podwórko. Przez całą noc trwa tam ruch, a potem, rano, pojawiają się na ulicach wozy z warzywami i sklepy pełne są chleba. Jest nawet cukier, masło, ser – oczywiście po wysokich cenach, bo przecież ludzie ryzykowali życie, by zdobyć te artykuły.
Czasem przekupuje się niemiecki posterunek i wtedy furgon pełen rozmaitych towarów handlowych przejeżdża przez bramę.
Warszawa, 15 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Żydowska policja jest już faktem dokonanym. Zgłosiło się więcej kandydatów, niż było trzeba. Wybierała ich specjalna komisja, a „plecy” odgrywały istotną rolę w wyborze. Pod koniec, gdy zostało już tylko kilka miejsc, pomagały także pieniądze... […]
Głównym komisarzem policji getta jest pułkownik Szerzyński, nawrócony Żyd, który przed wojną był szefem policji w Lublinie. Ma trzech zastępców: Hendla, Lejkina i Firstenberga. We czterech tworzą radę nadzorczą policji. Następni w hierarchii są komendanci rejonów, obwodów i wreszcie zwykli policjanci pełniący rutynowe obowiązki.
Ich mundury składają się z granatowych policyjnych czapek i wojskowych pasów z przyczepionymi gumowymi pałkami. Nad daszkiem czapki umieszczony jest metalowy znaczek z gwiazdą Dawida i napisem: Jüdischer Ordnungsdienst. Na niebieskiej taśmie otoka jest zaznaczona ranga policjanta. Służą do tego specjalne znaczki: jeden cynowy krążek wielkości paznokcia kciuka oznacza policjanta, dwa – starszego policjanta, trzy – komendanta obwodu, jedną gwiazdkę ma komendant rejonu, po dwie trzej zastępcy komisarza, a sam komisarz – cztery.
Tak jak wszyscy inni Żydzi, policja żydowska musi nosić białe opaski z gwiazdą na ramieniu, ale ponadto mają jeszcze żółte opaski z napisem Jüdischer Ordnungsdienst. Noszą także metalowe znaczki z numerami na piersi.
Do obowiązków tych nowo upieczonych żydowskich policjantów należy: straż przy bramach getta razem z niemieckimi żandarmami i polskimi policjantami, kierowanie ruchem na ulicach getta, straż w urzędach pocztowych, kuchniach i biurach administracji Gminy Żydowskiej, a także wykrywanie i zwalczanie szmuglerów. Najtrudniejszym zadaniem żydowskiej policji jest walka z żebrakami. Polega ona właściwie na przeganianiu ich z jednej ulicy na drugą, bo nic innego nie da się z nimi zrobić – tym bardziej, że liczba żebraków wzrasta z godziny na godzinę.
[…]
Doświadczam uczucia dziwnej i nielogicznej satysfakcji, kiedy widzę żydowskiego policjanta na skrzyżowaniu – taki widok był absolutnie nieznany przed wojną. Dumnie kierują ruchem, który w zasadzie nie bardzo potrzebuje kierowania, bowiem składają się nań z rzadka przejeżdżające wózki konne, kilka dorożek i karawanów – te ostatnie są najczęściej spotykanymi pojazdami. Od czasu do czasu przejeżdżają samochody gestapo nie zwracając najmniejszej uwagi na żydowskich policjantów i absolutnie nie przejmując się, czy przejadą człowieka, czy nie.
Warszawa, 22 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Nasze drugie wojenne święta Bożego Narodzenia. Z mojego okna wychodzącego na „aryjską” stronę widzę oświetlone choinki. Ale maleńkie świerczki były także sprzedawane dziś rano w getcie – po niesłychanych cenach. Zostały przeszmuglowane wczoraj. Widziałam drżących z zimna ludzi spieszących do domów z maleńkimi drzewkami przyciśniętymi do piersi. Byli to nawróceni, czyli chrześcijanie w pierwszym pokoleniu, których hitlerowcy uznają za Żydów i których także wsadzili do getta.
Warszawa, 24 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Dziś pojawiła się w getcie nowa grupa umundurowanych żydowskich urzędników. To członkowie specjalnej Komisji do Walki ze Spekulacją – zadaniem tej komisji jest regulowanie cen różnych artykułów. Przez jakiś czas organizacja ta działała w tajemnicy, ale teraz jest już jawna. Jej urzędnicy noszą takie same czapki jak żydowska policja, ale z zielonym otokiem, a zamiast żółtych opasek mają seledynowe z napisem: „Walka ze Spekulacją”.
Podczas gdy stosunek ludności do żydowskiej policji jest serdeczny, nowi urzędnicy traktowani są z wyraźną rezerwą, ponieważ podejrzewa się ich, że mogą być narzędziem w ręku gestapo. Nazywa się ich popularnie „Trzynastką”, bo ich urząd mieści się pod trzynastym na Lesznie. Szefem jest komisarz Szternfeld, a jego główni współpracownicy to: Gancwajch, Roland Szpunt i prawnik Szajer z Łodzi.
Warszawa, 25 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Życie w getcie organizuje się. Praca pomaga zapomnieć o wszystkim, a nie jest trudno ją znaleźć. Otwarto dużą liczbę warsztatów i fabryk; wyrabiają najróżniejsze przedmioty, których nigdy przedtem nie produkowano w Warszawie.
Nasza grupa teatralna otrzymała kilka propozycji wystąpienia w kawiarniach. Mamy także własną salę i zamierzamy dawać regularne przedstawienia dwa lub trzy razy w tygodniu, popołudniami. Wynajęliśmy szkołę tańca Weismana na Pańskiej, choć przed wojną miała złą reputację, gdyż spotykał się w niej warszawski półświatek. Kiedyś okoliczni mieszkańcy nazywali to miejsce „starą speluną”. Ale teraz mamy swoją własną publiczność, która zaprzecza złej reputacji tej sali, bowiem przychodzi na nasze przedstawienia bez względu na to, gdzie się odbywają. Zresztą nie ma lepszego pomieszczenia w tzw. małym getcie – między Sienną a Lesznem.
Warszawa, 25 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Getto jest pokryte grubą warstwą śniegu. Zimno potworne, a mieszkania nie ogrzewane. Dokądkolwiek idę – widzę ludzi poowijanych w koce albo przywalonych pierzynami, o ile Niemcy nie zabrali komuś jeszcze wszystkich ciepłych rzeczy dla swoich żołnierzy. Przenikliwe zimno czyni hitlerowskie bestie strażujące przy wejściach do getta jeszcze bardziej drapieżnymi niż zwykle.
Dla rozgrzewki wędrują po śniegu tam i z powrotem i bardzo często strzelają, jest więc wiele ofiar spośród przechodniów. Inni strażnicy – znudzeni pełnieniem służby przy bramach – organizują sobie zabawy. Na przykład wybierają sobie ofiarę wśród ludzi, którzy akurat przechodzą ulicą, i każą im rzucać się na ziemię twarzą w śnieg, a jeśli jest to Żyd noszący brodę, wyrywają ją razem ze skórą, aż śnieg robi się czerwony od krwi. Kiedy taki żandarm jest w złym humorze, ofiarą może stać się nawet żydowski policjant stający z nim razem na posterunku.
Wczoraj sama widziałam niemieckiego żandarma „musztrującego” żydowskiego policjanta obok przejścia z „małego” do „dużego” getta, na Chłodnej. Młody człowiek nie mógł już złapać oddechu, ale nazista wciąż zmuszał go do padania i wstawania, aż ofiara zemdlała w kałuży krwi. Wtedy ktoś wezwał ambulans i umieszczono żydowskiego policjanta na noszach, po czym odwieziono rikszą. W całym getcie są tylko trzy samochody sanitarne, dlatego najczęściej używa się riksz.
Warszawa, 4 stycznia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Ostatniej nocy przeżyliśmy kilka godzin śmiertelnego strachu. Około jedenastej grupa hitlerowskich żandarmów wpadła do pokoju, w którym akurat odbywał zebranie nasz komitet domowy. Niemcy zrewidowali mężczyzn, zabrali im wszystkie pieniądze, jakie przy nich znaleźli, po czym kazali rozbierać się kobietom w nadziei, że znajdą ukryte brylanty. Nasza sublokatorka, pani R., protestowała odważnie, oświadczając, że nie rozbierze się przy mężczyznach. Dostała za to mocny cios w twarz i została przeszukana jeszcze bardziej brutalnie niż pozostałe kobiety. Trzymano je nagie przez ponad dwie godziny, hitlerowcy przykładali im rewolwery do piersi i intymnych części ciała strasząc, że zastrzelą je wszystkie, jeśli nie oddadzą dolarów i brylantów. Bestie wyszły dopiero o 2 rano zabierając łup składający się z kilku zegarków, paru lichych pierścionków i niewielkiej sumy polskich złotych. Nie znaleźli ani brylantów, ani dolarów. Mieszkańcy getta co noc spodziewają się takich napaści, ale zebrania komitetów domowych odbywają się nadal.
Warszawa, 10 stycznia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Rano byłem na mszy i w Milanówku, potem poszedłem do Grodziska po zakupy, głównie po słoninę. Chciałem też dostać koniny, ale jatka była zamknięta. W ogóle w Grodzisku panował nieopisany chaos w związku z przesiedlaniem się Żydów do Warszawy. Mają oni prawo zabierać z sobą rzeczy do 14 bm. wyprzedają więc rzeczy za bezcen. Kupują głównie chłopi, którzy w tym celu zjeżdżają do miasteczek. W życiu gospodarczym wywołało to taki chaos, że u Dąbka nie było w restauracji nic do zjedzenia.
Grodzisk Mazowiecki, 4 lutego
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Na razie powoli sypie śnieg, a mróz maluje na okiennych szybach cudowne kwiaty. Marzę o sunących po lodzie saneczkach, o wolności. Czy kiedykolwiek będę jeszcze wolna? Stałam się naprawdę samolubna. Na razie ciągle jeszcze jest mi ciepło i mam co jeść, ale dokoła mnie tyle jest nędzy i głodu, że zaczynam być bardzo nieszczęśliwa.
Czasem szybko chwytam palto i wychodzę na ulicę. Zaglądam w sine od mrozu twarze przechodniów. Staram się zapamiętać widok bezdomnych kobiet owiniętych w szmaty i dzieci o zapadniętych, odmrożonych policzkach. Przytulają się do siebie w nadziei, że jakoś się ogrzeją jedno od drugiego. Uliczni sprzedawcy stoją w bramach oferując cukierki i tytoń. Mają małe pudełka zawieszone na szyjach. W pudełkach po kilka paczek papierosów i garść cukierków zrobionych bez grama cukru, słodzonych sacharyną.
Przez wystawową szybę widzę odbicia różnych ludzi. Ten widok jest mi już dobrze znany: biedny człowiek wchodzi, żeby kupić ćwierć funta chleba, i wychodzi. Na ulicy łapczywie rozrywa gliniastą masę i pakuje do ust. Na jego twarzy pojawia się wyraz zadowolenia, a po chwili cały kawałek chleba znika. Teraz jego twarz wyraża smutek. Grzebie po kieszeniach i wyciąga ostatniego miedziaka... nie wystarczy na nic. Wszystko, co może teraz zrobić, to położyć się na śniegu i czekać na śmierć. A może pójdzie do administracji Gminy? Nie ma po co. Są tam już setki takich jak on. Kobieta za ladą, która ich obsługuje i wysłuchuje ich żalów, jest poczciwa, uśmiecha się i mówi, żeby wrócili za tydzień. Każdy musi czekać na swoją kolej, ale tylko niektórzy przeżyją następny tydzień. Zniszczy ich głód i pewnego ranka zostanie znalezione w śniegu kolejne ciało starego mężczyzny o sinej twarzy i zaciśniętych pięściach.
Warszawa, 5 lutego
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Wybrałem się z Marysieńką do Grodziska. Chciała ona dokupić rur do piecyka, żeby go przenieść do innego pokoju. W mieście targ był wyjątkowo ożywiony, bo wszyscy chłopi przyjeżdżali, żeby kupować meble od Żydów. Poszliśmy również do znajomego kamasznika, gdzieśmy widzieli piecyk, ale rur nie dostaliśmy, bo mają wyjeżdżać dopiero za dwa dni. W domu zastaliśmy babcię, która zaraz zresztą odjechała. Za nią zakręciła się Andzia i uciekła, widocznie podniecona opowiadaniem o exodusie Żydów.
Grodzisk Mazowiecki, 5 lutego
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
W południe jak zwykle wybrałem się do Grodziska po chleb i po mleko. Na ulicach pusto, a na targu cicho jak w kościele, gdyż już prawie wszyscy Żydzi wynieśli się do Warszawy. Tymczasem komisarz wiejski Lissberg wydał zarządzenie, że Żydom nie wolno opuszczać miasta i że wszelkie patrole mają rozkaz strzelać do każdego Żyda napotkanego poza miastem. W Wiskitkach kilku już w ten sposób zabito. Wieczorem ściągnięto rezerwę policji i urządzono obławę na pozostałych Żydów, żeby ich ściągnąć wszystkich na jedno podwórko. Na ich miejsce ma przybyć do Grodziska sześć tysięcy wysiedlonych Polaków z Dąbrowy Górniczej.
Grodzisk Maziwuecju, 7 lutego
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Ulice getta są zamykane jedna po drugiej. Teraz przy pracach murarskich są zatrudniani tylko Polacy. Hitlerowcy nie ufają już żydowskim murarzom, którzy rozmyślnie zostawiali w wielu miejscach luźne cegły, żeby przemycać żywność bądź uciekać w nocy przez te otwory „na drugą stronę”.
Teraz mury rosną coraz wyżej i wyżej i nie ma już luźnych cegieł. Szczyt muru pokryty jest grubą warstwą gliny zmieszanej z tłuczonym szkłem, żeby pociąć ręce ludzi próbujących ucieczki. Ale Żydzi wciąż wynajdują nowe sposoby. Rury kanalizacyjne nie zostały odcięte – tą drogą otrzymuje się małe worki mąki, cukru, kaszy i inne artykuły. Podczas ciemnych nocy próbują robić dziury w murach. Usunięcie jednej cegły wystarcza. Przygotowuje się specjalne paczki odpowiadające wymiarami tym otworom.
Są także inne sposoby. Na granicy między gettem a „drugą stroną” jest wiele zbombardowanych domów. Piwnice tych domów często tworzą długie tunele ciągnące się przez trzy, cztery czy pięć posesji. Większa część szmuglu idzie właśnie tędy. Niemcy wiedzą o tym, ale nie są w stanie kontrolować całego ruchu.
Warszawa, 15 lutego
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Nocą i dniem, koleją, wozami, autobusami jadą do nas Żydzi z miast i wsi polskich. Za nimi dom, wysiłkiem i trudem lat całych pracy zbudowany, przed nimi głód, nędza i bezrobocie. U progu nowego życia — kwarantanna. Duże sale dawnej szkoły szare są od brudu, kurzu i wyziewów ludzkich. Utrudzeni drogą, głodni, przybywają na miejsce, gdzie otrzymują kubek kawy i chleb — o ile jest. Tu ujawnia się nasza wspólna niedola. Nędza jest tym straszniejsza, że ci ludzie często mają jeszcze na chleb, ale nie mogą go kupić, bo nie ma gdzie. Kwarantanna znajduje się w dzielnicy aryjskiej, gdzie sprzedawanie Żydom jest zabronione. Patronat zaś nie ma pieniędzy na kupno chleba w potrzebnej ilości. [...]
Do kwarantanny kierowani są ci, którzy przyjeżdżają etapem, czyli najnieszczęśliwsi, którzy albo nie zdążyli w porę wyjechać, albo nie mieli pieniędzy na samodzielny wyjazd. Nędza! Majątku całego kilkadziesiąt lub kilkanaście złotych. [...] Do żydowskiej Warszawy ściągają legiony żebraków, bo jeżeli nimi jeszcze nie są w tej chwili, będą za tydzień. [...]
W ogromnej masie ludzkiej człowiek pojedynczy się zatraca. Ludzie są stłoczeni — nie można odróżnić twarzy. [...]
23 lutego 1941
Tej nocy odbyłam swój pierwszy dyżur. Napływ uchodźców był tak wielki, że nie tylko sala, ale i korytarz były zajęte. Ruch. Zamieszanie. Miejsca mało. [...] Do naszej kancelarii wpada lekarka z informacją, że jedna z przyjezdnych dopiero co kobiet zaczyna rodzić i natychmiast trzeba ją przenieść do szpitala. Inna kobieta przybyła z ośmiodniowym dzieckiem.
Całą noc dzielimy kawę. Ludzie chłoną ją w siebie, jakby chcieli nią zalać całą pożogę wojny, która ich ogarnęła. Przed łaźnią kolejki. Ciągną się wzdłuż schodów i korytarzy. Ludzie cisną się jeden za drugim. [...] Naprzeciw nas, przy okienku, stoją kobiety i czekają na kąpiel. Zniecierpliwione długim czekaniem płaczą. Wskazują na małe dzieci, pytają zrozpaczone: „Ludzie, czego od nas chcecie?”. [...] Nie odpowiadamy. Cóż zresztą mamy odpowiedzieć...
Pracujemy od południa poprzedniego dnia, a tu już świt niedługo, jesteśmy już zmęczeni, obojętni.
Warszawa, ok. 23 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
15 marca
TOZ [Towarzystwo Ochrony Zdrowia] przydzieliło dla naszego punktu lekarkę i siostrę, które po ogólnej wizytacji stwierdziły kilka wypadków tyfusu plamistego, zawszenie, świerzb i ogólne osłabienie powodowane głodem. Zarządzono kąpiel, a dla sal, gdzie wydarzył się dur — kwarantannę. Żadnych medykamentów nie posiadamy. Patronat przystąpił dziś do akcji dożywiania. Przysłał nam po kawałku chleba (7 deko) i kawy (lury) dla każdego uchodźcy, a na obiad dość rzadką zupę. [...]
19 marca
Dziś odwiedziła nasze schronisko delegacja Patronatu. Kilku panów o dość miłej powierzchowności i jedna pani. Do wnętrza sal goście nie wchodzili w obawie zarażenia. Nasi podopieczni zaczęli ich prosić, aby zlitowali się i nie żądali dziesięciogroszówek za chleb. W trakcie tego dialogu odezwała się pani z Patronatu, mówiąc, że nie rozumie, jak można nie mieć 10 groszy. W tym samym czasie na sali piątej umierał człowiek [...]. Nazajutrz lekarka wypisała na karcie zgonu przyczynę: śmierć głodowa.
20 marca
Sala o trzech oknach, 70 osób, pryczy 25. Ciżba brudnych, zawszonych, głodujących leży na tych narach, nie rozbierając się, już cztery tygodnie. Wchodząc na salę nie widzi się ludzi, lecz kłębowisko szmat. [...] Dziś nie było chleba z powodu niezainkasowania dziesięciogroszówek.
Warszawa, 15–20 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Nieomal codziennie widzę dwóch, trzech ludzi, którzy padają z głodu na bruk uliczny. [...] Zewnętrzny wygląd ludności żydowskiej – tragiczny. Prawie wszędzie widać ludzi bez odzieży, w porwanych paltach lub w paltach zapiętych agrafkami, żeby nie było widać, że są bez koszuli. [...] Żydzi chodzą dosłownie goli. [...] Obecnie getto jest obozem koncentracyjnym, którego mieszkańcy muszą się sami utrzymywać.
Getto warszawskie, 18 marca
Emanuel Ringelblum, Kronika getta warszawskiego: wrzesień 1939 – styczeń 1943, Warszawa 1988.
24 marca
Dziś znowu nie było chleba. Zawszenie jest okropne. Przewidujemy znowu kąpiel, ale to nie zmieni stanu rzeczy, gdyż nie ma bielizny, pościeli, odzieży, mydła i ciepłej wody. Przybyło do nas pięcioro niedorozwiniętych dzieci i czterech starców. Poziom umysłowy kalek nie pozwala na ustalenie personaliów. Ulokowaliśmy ich w separatce. Potrzeby fizjologiczne załatwiają na pryczy. Okropny widok. Przyglądając się temu, stwierdzamy, że morderstwo przez litość może być usprawiedliwione. Postanowiliśmy jak najmniej się nimi opiekować, aby mogli jak najprędzej zakończyć swoje nieszczęsne bytowanie. Nie zanosimy kalekom jedzenia. Oddajemy ich porcję strawy zdrowszym dzieciom, zamiast w takim ciężkim okresie podtrzymywać przy życiu nieuleczalnych. [...]
26 marca
Od kilku dni Patronat przysyła dla dzieci mannę. Do przydzielonej nam porcji dolewamy wodę, aby starczyło dla wszystkich dzieci. [...] Jednemu dziecku przypadają trzy łyżki od herbaty. Mleko również otrzymujemy: 3–4 szklanki dla pięćdziesięciorga dzieci w wieku do lat trzech.
Warszawa
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dzisiejsze przedstawienie było dla mnie wielkim osobistym przeżyciem. Zaproponowałam, byśmy z okazji Paschy włączyli do programu coś z „Agady”, a że w naszej grupie jestem najlepszą uczennicą na lekcjach hebrajskiego – przypadł mi zaszczyt recytowania plag. Przy bardzo rytmicznym akompaniamencie fortepianu ciskałam dziesięć plag, których każdy Żyd w getcie życzy nazistom. Cała publiczność powtarzała po mnie te słowa i wraz ze mną wyrażał w duchu pragnienie zniszczenia nowych Egipcjan tak szybko, jak to tylko możliwe...
Ale na razie gniew Boga ciężko doświadcza Jego wybrany naród.
Warszawa, 14 kwietnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
W pierwszy z półświątecznych dni Pesach [15 kwietnia] wybrałem się do Jointu [...]. W obecnych czasach przejść z Twardej na Tłomackie jest nie lada wyczynem. [...] W domu drzwi się nie zamykają — ludzie przychodzą dowiedzieć się, czy jest coś od Jointu na święta. Ameryka przecież wysyła... Więc nie mogłem się powstrzymać i poszedłem. Ale nie tak po prostu: poszedłem. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, przy każdym strażniku zdjąć czapkę i po dokładnej ocenie, czy nie będzie już więcej straży, można iść trochę spokojniej...
Nagle czuję, że mocna ręka chwyta mnie za ramię — zapowiedź okrucieństwa. Zadrżałem, krew zastyga w żyłach, a w uszach dźwięczy jak dzwon: „Komm, komm verfluchter” [Chodź, chodź przeklęty]. Pełna ludzi ulica pustoszeje. Widzę tylko demonicznego żandarma z nahajką w ręku, który prowadzi mnie do samochodu z cegłami. Dopiero teraz orientuję się, że złapano mnie do pracy. Wpychają mnie do samochodu, wpadam na złapanych już wcześniej trzech Żydów. W tej samej chwili przypominam sobie o moim 12-letnim synku, który mi towarzyszył.
Przez szparę w samochodzie widzę, jak płacząc prosi żandarma, który go odpycha. Samochód rusza. Chłopiec próbuje biec za nim, ale szybko pozostaje w tyle — sam w otchłani warszawskich ulic. Jedziemy. Łapią jeszcze kilku Żydów, głównie z brodami. [...] Wywieziono nas z miasta, na placówkę, gdzie pracuje 200 robotników opłacanych przez Gminę. Nasza piątka wcale nie była potrzebna do pracy, tylko do celów sadystycznych — żeby się z nami radośnie zabawić. Dla zachowania pozorów kazano nam pracować przy schronach razem z wynajętymi robotnikami. W porze obiadowej wszyscy robotnicy poszli jeść. Nas w tym czasie ustawiono twarzą do ściany i oświadczono, że zostaniemy rozstrzelani. Dokładnie spisano nasze nazwiska i wiek. [...] Ze wszystkich stron otoczyli nas oficerowie z aparatami fotograficznymi.
Robiliśmy różnego rodzaju ćwiczenia, a każda faza trwała kilka minut i była fotografowana. Kazano nam klękać, padać i tarzać się w błocie, rozebrać się i krzyczeć, że jesteśmy z tego zadowoleni. Bito nas przy tym i kopano; cynicznie się śmiano, depcząc po nas. Następnie przynieśli dwie pary dużych, krawieckich nożyc, którymi kazali nam obcinać sobie nawzajem brody. Jeśli ktoś niedostatecznie szybko i dokładnie wypełniał zadanie, podchodził sadysta i nauczał, w jaki sposób tnie się po uszach i twarzy. Wszystko to było wielokrotnie fotografowane.
Warszawa, 15 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
17 kwietnia 1941. W przeddzień świąt [paschalnych] rozegrały się straszne sceny w lokalu organizacji uchodźców. Zebrało się tam 7–8 tysięcy uchodźców, którzy czekali na macę i paczki [z żywnością]. [...] Zgłosili się po paczki ludzie uważani w swoim środowisku za zamożnych, [którzy jeszcze] niedawno pomagali innym. Nie sposób opisać rozpaczy tych, którzy [paczek] nie dostali. [...]
Gmina nie dostarczyła [do obozów pracy] odpowiedniej liczby ludzi. Dlatego też policja żydowska wraz z polską musiały wyłapywać tych, którzy uznani zostali za zdatnych, otrzymali powołania, lecz nie stawili się. Rzecz oczywista, że nie nocowali oni w domu. Łapano nawet ludzi w wieku ponad pięćdziesiąt lat. [...] Była to prawdziwa orgia. Młodsi ludzie ukrywali się na dachach, w piwnicach, w kuchniach ludowych i innych lokalach publicznych.
Dni 19–21 kwietnia pozostaną na zawsze w pamięci ludności żydowskiej w Warszawie. Gmina, wspomagana przez policję żydowską, powróciła do starych, smutnych tradycji łapanek na ludzi. [...] Pierwsza noc była straszna. To właśnie wtedy nadano policji żydowskiej „honorowy” przydomek „gangsterów” [...]. Żydowska i polska policja, zamiast szukać tych, którzy się ukryli [...], otoczyły szereg kamienic i zażądały okupu. [...] Zabierano, rzecz zrozumiała, tylko tych, którzy nie mogli się wykupić, i tych, którzy zostali zwolnieni jako chorzy lub jako jedyni żywiciele rodzin.
Warszawa
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Na Nowolipiu działa – pod kierownictwem aktorki, Diany Blumfeld, żony Jonasa Turkowa – mały teatr wystawiający sztuki w języku nowohebrajskim (jidysz), zwany „Azazel”. Na Nowolipkach [Nowy] Teatr Kameralny daje przedstawienia w języku polskim. Od czterech tygodni grają w nim popularną komedię pióra czeskiego dramaturga, Polaczka, pod tytułem: „Doktor Beghorf przyjmuje od drugiej do czwartej”. Gwiazdami tego teatru są: Michał Znicz, Aleksander Borowicz i Władysław Gliczyński.
Wielkie sukcesy odnosi Teatr Femina na Lesznie. Można w nim zobaczyć Aleksandra Minowicza, Helenę Ostrowską, Franciszkę Man, która wygrała międzynarodowy konkurs tańca, Kinelskiego, Pruszycką wraz z jej baletem, Noemi Wentland i wiele innych znakomitości, o których żydowskim pochodzeniu nikt przed wojną nie wiedział. Na repertuar „Feminy” składają się rewie i operetki. Ostatnio wystawiono „Barona Kimmela” i rewię, w której przede wszystkim prezentowano skecze i piosenki o Judenracie. Była to ostra satyra skierowana przeciw „rządowi” i „ministrom” getta.
Warszawa, 20 kwietnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Nie ma usprawiedliwienia dla podłych kreatur, które powodowane chęcią zysku stały się funkcjonariuszami przemocy. Nie ma usprawiedliwienia dla panoszącej się na ulicy żydowskiej korupcji, która zrzuca cały ciężar obozów pracy na barki wygłodzonej i wyczerpanej biedoty getta. Obozy pracy, które były i są aktem gwałtu i przemocy ze strony rządzącego faszyzmu, powinny napotkać bierny, lecz zdecydowany opór [...]. Nie ma w naszych szeregach miejsca dla ludzi, którzy bądź z własnej woli, bądź też na wezwanie stawiają się sami do obozu. Wzywamy was do dołożenia wszelkich starań i wysiłków celem ukrycia siebie i towarzyszy przed obozami pracy. Wzywamy was do utrudniania w miarę możliwości funkcjonariuszom bezprawia wykonywania ich niecnych zadań.
Warszawa, 21 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Warszawa. Wywiezienie funkcjonariusza funkcjonariusza Służby Porządkowej do niemieckiego obozu pracy
25 kwietnia 1941 o godzinie 21.30, po wyjściu z siedziby rejonu II Służby Porządkowej, gdzie odbyła się odprawa służby nocnej, zostałem na ulicy Żelaznej, wraz z porządkowymi Rotsztajnem i Fizenfeldem, otoczony przez kilku uzbrojonych funkcjonariuszy Lagerschutzu [straży obozowej], poturbowany gumowymi pałkami, pozbawiony czapki, opaski i numeru służbowego oraz pod groźbą użycia karabinu brutalnie popchnięty do szeregów przechodzącej kolumny obozowiczów. Moje próby wyjaśnienia, że pełnię w tej chwili służbę, że posiadam legitymację podpisaną przez władze niemieckie i że Służba Porządkowa jest wolna od pracy w obozach, dały efekt wręcz odwrotny — spowodowały cały szereg nowych uderzeń gumowymi pałkami po twarzy i plecach. Usiłowałem, przechodząc przez wylot na Chłodnej, zwrócić się do pełniącego tam służbę wartownika niemieckiego, aby spowodować jego interwencję, ale zostałem siłą odepchnięty przez kilku funkcjonariuszy Lagerschutzu [...].
Pognano nas bez czapek, pod gradem uderzeń, aż do Dworca Wschodniego, zmuszając po drodze do dźwigania na barkach odstających obozowiczów, przy czym członkowie Lagerschutzu stale odgrażali się: „My wam pokażemy za wasze skargi przed Niemcami, żywymi was nie wypuścimy! Jak psy zakatrupimy”. [...] Tak zawlekli mnie koleją do Garwolina, stamtąd do odległej o 25 kilometrów Wilgi i posadzili w obozie pracy, bez ekwipunku, bez koców, bez jedzenia, bez możności zawiadomienia o moim losie rodziny.
Warszawa, 25 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dziś po raz kolejny przyszli do szkoły Niemcy. Ostatnio pojawiają się coraz częściej. Gdy tylko ich szary automobil wjeżdża w naszą ulicę i widzimy przez okno grupę wysiadających oficerów w żółtych mundurach z czerwonymi opaskami i swastykami, w klasie zaczyna się ogromny ruch. Nauczyciele wyciągają z teczek najlepsze prace uczniów. My pospiesznie zakładamy opaski z gwiazdą, które należy nosić także na okryciach i swetrach. Szybko robimy porządek. Boże broń, żeby Niemcy znaleźli na podłodze choćby ścinek papieru.
Wchodzą wyniośli, pewnym krokiem. W sali panuje śmiertelna cisza. Inżynier Goldberg świetnie znający niemiecki wita wizytatorów. Odpowiada na ich pytania i pokazuje najlepsze rysunki. Niemcy nie są zainteresowani ilustracjami ani projektami architektonicznymi, najwięcej uwagi poświęcają rysunkom technicznym, przy których zatrzymują się długo i krytykują każdy szczegół. Przed wyjściem sprawdzają nasze opaski i jeśli trafią na jakąś trochę pogniecioną, krzyczą i grożą, że zamkną szkołę. Gdy tylko szare auto odjedzie, oddychamy z ulgą i wracamy do pracy.
Warszawa, 27 kwietnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Po drugiej stronie kolczastych drutów króluje wiosna. Z mojego okna widzę młode dziewczyny z bukiecikami fiołków spacerujące „aryjską” stroną ulicy. Czuję nawet słodki zapach rozwijających się na drzewach pączków. Ale w getcie nie ma ani śladu wiosny. Tutaj promienie słońca pochłaniane są przez ciężkie, szare płyty chodników. Na nielicznych parapetach kiełkują długie i cienkie łodyżki cebuli, raczej żółte niż zielone. Gdzież się podziały moje cudowne wiosenne dni z dawnych lat, wesołe spacery w parku, narcyzy, bzy i magnolie, które wypełniały mój pokój? Dziś nie mamy ani kwiatów, ani w ogóle żadnych zielonych roślin.
To moja druga wiosna w getcie. Na wózkach z warzywami widać tylko brudną rzepę i zeszłoroczną marchew. Obok wozy pełne cuchnących ryb – maleńkich, rozkładających się rybek. Po jeden złoty za funt. Te ryby stanowią teraz najważniejszy produkt żywnościowy w getcie. Jedyny, jaki Niemcy dopuścili do wolnej sprzedaży. Oczywiście, można też dostać mięso, kurczaki i nawet prawdziwego karpia na szabas. Bazar na Lesznie dysponuje wszystkim, czego dusza zapragnie – ale kurczaki kosztują po dwadzieścia złotych za funt. Koszerne mięso i ryby są jeszcze droższe; mogą sobie na to pozwolić tylko ci, którzy mają duże zasoby pieniężne, a takich ludzi zostało już w getcie bardzo niewielu.
Warszawa, 20 maja
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Pojawiły się nowe kawiarnie i drogie magazyny spożywcze, w których wszystko można dostać. Na Siennej i Lesznie widzi się kobiety w eleganckich płaszczach i sukniach modelowanych przez najlepszych krawców. Getto ma nawet swoją własną modę. Większość kobiet nosi długie żakiety bez kołnierzyków i klap, tak zwane „francuskie blezery” i układane spódnice. Kapelusze są przeważnie małe, okrągłe i bardzo wysokie. Szalenie modne są także wysokie buty na korku. Najmodniejsze kolory to szary i ciemnoczerwony. Jeśli pogoda jest ładna, widuje się piękne suknie z francuskiego jedwabiu w duże kwiaty.
Elegancki świat spotyka się w „Cafe Sztuka”, na Lesznie, w najpopularniejszym miejscu getta. Przy gustownie nakrytych stołach i dźwiękach świetnej orkiestry bawią się zamożne klasy getta. Dokładnie tak samo jak przed wojną: plotkują i omawiają ostatnią modę. Słuchają piosenkarki, Very Gran, która odnosi ogromne sukcesy. Na Lesznie są też inne kawiarnie. W „Cafe pod Fontanną” grywa Władysław Szpilman.
Warszawa, 20 maja
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Szpital „Czyste” właściwie przestał być szpitalem. Nie jest on nawet przytułkiem, albowiem człowiek chory — poza pozbawioną środków pomocą lekarską — nie znajduje tu dosłownie nic. Żywienie chorych w szpitalu jest zupełną fikcją. Porcje jedzenia, dające razem około 700 kalorii dziennie, nie są w stanie, w minimalnym choćby zakresie, podtrzymać organizmu. Toteż chory, który na swe nieszczęście musi przebywać w szpitalu dłużej, a nie ma środków na żywienie się na koszt własny, dostaje w szpitalu (!) obrzęków głodowych i szybko umiera z głodu — niezwykły postęp leczenia głodowego! [...]
Drugą fikcją w naszym szpitalu stała się czystość. Chorzy leżą bardzo często bez bielizny, a szycie nowej, z zakupionego po długich tarapatach płótna, jest kolosalnie utrudnione z powodu braku funduszy... na nici. Brak również dostatecznej ilości materacy. Sienników wprawdzie szpital trochę posiada, lecz nie można do nich dostać słomy — sprawa rozbija się znów o brak gotówki. Skutek: w jednym łóżku leży po dwóch chorych — i to na oddziałach zakaźnych.
Szpital posiada o wiele za mało łóżek. Epidemia wciąż trwa. Przypadków chirurgicznych jest dużo. [Ale] [...] szpital nasz nie jest obecnie szpitalem i dłużej w takich warunkach egzystować nie może!
Warszawa, 4 czerwca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
W getcie pojawił się nowy środek transportu: przez okno naszej szkoły zobaczyłam dziś po raz pierwszy tramwaj konny. Jeden z naszych nauczycieli, starszy już mężczyzna, zauważył żartobliwie, że najwyraźniej robi się coraz młodszy, bo nagle wracają dni jego dzieciństwa, kiedy to w Warszawie były tylko konne tramwaje. [...]
Omnibusy 1941 roku zwane są kohn-hellerkami od nazwisk założycieli spółki transportowej. Są to drewniane wagony, wyglądają jak zwykłe tramwaje: górna część pomalowana jest na żółto, dolna na niebiesko, a w środku znajduje się biała gwiazda Dawida z napisem TKO (Towarzystwo Konnych Omnibusów). Pojazd taki porusza się na wysokich kołach i sprawia wrażenie gigantycznej żółto-niebieskiej opaski na rękę. Woźnica i konduktor noszą specjalne, ciemne mundury. Bilet kosztuje dwadzieścia groszy. Często woźnica zatrzymuje omnibus w środku trasy, żeby „zatankować”, to znaczy napoić dwie wychudzone i zmordowane szkapiny, które ledwo ciągną zatłoczony wóz.
Omnibusy należą do prywatnego przedsiębiorstwa; oprócz Kohna i Hellera jest jeszcze pewna liczba udziałowców z mniejszymi wkładami, ale mówi się, że głównymi wspólnikami są panowie z gestapo, którzy dostali zezwolenie na to przedsięwzięcie.
Warszawa, 5 czerwca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Dziś znalazłam nielegalną ulotkę między stronami „Gazety Żydowskiej” – oficjalnego pisma getta. Podejrzewam, że wetknął ją tam sam listonosz.
Ulotka jest powielona na eleganckim, różowym papierze listowym; zawiera wiadomości podawane przez British Broadcasting Corporation (BBC) i ostrzeżenie, by nie pozwalać się wprzęgać do pracy dla Niemców.
Wiadomości wojenne zawarte w tej nielegalnej ulotce różniły się bardzo od publikowanych w „Gazecie Żydowskiej”, która przecież jest drukowana w Krakowie za zezwoleniem gubernatora Franka! Ale czytelnicy legalnej gazety i tak ignorują pierwszą stronę – interesuje ich środek ze względu na doniesienia z różnych wydzielonych dzielnic żydowskich w Generalnej Guberni. Tak więc „Gazeta Żydowska” stanowi jedyny legalny środek przekazu informacji między gettami. Z notek nadsyłanych przez Rady Żydowskie czy Rady Starszych różnych gmin można zebrać bardzo ważne informacje dotyczące warunków życia, liczby uchodźców w różnych miastach, sytuacji rozmaitych organizacji pomocy, szpitali itp.
Jedną z najpopularniejszych rubryk jest „Skrzynka pocztowa”, w której znajdują się odpowiedzi na pytania, co jest dozwolone, a co zakazane. Zazwyczaj odpowiedź brzmi: „zakazane”, ale czytelnicy i tak wciąż zadają te same pytania. [...]
„Gazeta Żydowska” ma swoje biuro w Warszawie, na ulicy Elektoralnej. Jest bardzo popularna, a każdy jej egzemplarz czytany jest przez setki osób, bo Niemcy pozwalają jedynie na ograniczony nakład. Jest to jedyna legalna gazeta dla trzech milionów polskich Żydów, którzy przekazują ją sobie z rąk do rąk.
Jeszcze większe jest zainteresowanie nielegalną prasą, która publikowana jest nieregularnie, ale za to stanowi jedyne źródło rzetelnej informacji o wydarzeniach politycznych i przebiegu wojny. Od czasu do czasu ojciec przynosi do domu taką gazetkę. Zanim pozwoli sobie na przekazanie jej nam, zamyka drzwi na zasuwę. Zobowiązał się do przekazywania gazety innej osobie, której nazwiska nie chce zdradzić. A więc ulotki krążą od domu do domu.
Warszawa, 10 czerwca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Getto staje się coraz bardziej zatłoczone; stale napływają nowi uchodźcy. Są to Żydzi z prowincji, których obrabowano z wszystkiego, co posiadali. Scena ich przybycia zawsze wygląda tak samo: strażnik przy bramie sprawdza personalia uchodźcy, a gdy stwierdzi, że ten jest Żydem, popycha go kolbą karabinu na znak, że wolno mu wejść do naszego raju...
Ludzie ci są obdarci, bosi i mają tragiczne oczy głodnych. W większości to kobiety i dzieci. Przechodzą pod opiekę Gminy, która umieszcza ich w tzw. domach. Tam wcześniej czy później umierają.
Odwiedziłam taki dom uchodźców. Jest to zdewastowany budynek. Ściany działowe wyburzono, by utworzyć wielkie sale; nie ma wygód, kanalizacja zniszczona. Pod ścianami prycze z desek nakryte szmatami. Tu i ówdzie leży brudna, czerwona pierzyna. Widziałam półnagie, brudne dzieci leżące apatycznie na podłodze. W kącie siedziała śliczna cztero czy pięcioletnia dziewczynka, płakała. Nie mogłam się powstrzymać, by nie pogłaskać jej zwichrzonych, jasnych włosów. Dziecko spojrzało na mnie wielkimi, niebieskimi oczyma i powiedziało: „Jestem głodna”.
Opanowało mnie uczucie głębokiego wstydu. Jadłam tego dnia, ale nie miałam przy sobie ani kawałka chleba, żeby dać temu dziecku. Nie śmiałam spojrzeć jej w oczy: odeszłam.
Warszawa, 12 czerwca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Piszę te słowa w schronie naszego domu. Mam nocny dyżur jako członek ochrony przeciwlotniczej. Rosjanie bombardują coraz częściej. Nasz dom stoi w niebezpiecznym punkcie – blisko głównej stacji kolejowej. Jest jedenasta. Siedzę przy małej, karbidowej lampce. Po raz pierwszy od rozpoczęcia działań wojennych między Rosją a Niemcami mogę pisać. Szok był ogromny. Wojna między Niemcami i Rosją! Któż mógł mieć nadzieję, że to nastąpi tak szybko!
[...]
Godzina policyjna w getcie zaczyna się teraz o siódmej, a nie o dziewiątej; za nieprzestrzeganie obowiązku zaciemnienia grozi kara śmierci. Ale to nic nowego. Syreny wyją dość często. Oślepiające światła rakiet rzucanych nad Warszawą przez radzieckich lotników robią ogromne wrażenie. Pomagają Czerwonym Wojskom Lotniczym bombardować precyzyjnie obiekty wojskowe i lotniska dookoła Warszawy. [...]
Prasa podziemna ukazuje się teraz częściej i spełnia ważną funkcję. Małe bibułki przynoszą nam powiew nadziei i podtrzymują moralnie.
Zdaje się, że właśnie jest alarm; tak, długi gwizd syreny. Muszę biec obudzić komendanta.
Warszawa, 26 czerwca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Szaleje tyfus. Wczoraj liczba zmarłych na tę chorobę przekroczyła dwieście osób. Doktorzy po prostu załamują ręce z rozpaczy. Nie ma lekarstw, a wszystkie szpitale są przepełnione. Wciąż dostawia się nowe łóżka w salach i na korytarzach, ale to nie rozwiązuje problemu; liczba ofiar wzrasta z dnia na dzień.
Szpital na rogu Leszna i Rymarskiej wywiesił w oknie izby przyjęć napis: „Nie ma miejsc”. Szpital dziecięcy Bersona na Siennej pełen jest dzieci w różnym wieku – wszystkie chore na tyfus. Całkowicie zamknął podwoje szpital na rogu Leszna i Żelaznej – nie ma tam miejsca dla ani jednego pacjenta więcej. [...]
Epidemia przybrała szczególnie ostrą formę w regionie Gęsiej, Nalewek, Nowolipek i Nowolipia. W „małym” getcie sytuacja jest trochę lepsza, bowiem jest to okolica zamieszkana przez zamożnych ludzi, którzy mogą pozwolić sobie na prywatną opiekę medyczną.
Warszawa, 29 lipca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
W noc Rosz Haszana Niemcy zebrali przedstawicieli Gminy z inżynierem Czerniakowem na czele i oświadczyli, że żądają natychmiast pięciu tysięcy mężczyzn do obozów pracy. Gmina odmówiła wykonania tego rozkazu. Wtedy Niemcy wpadli do getta i urządzili prawdziwy pogrom. Polowanie na ludzi trwało cały wczorajszy dzień i dziś rano, ze wszystkich stron słychać było strzały.
Akurat byłam na ulicy, gdy zaczęło się polowanie. Udało mi się wpaść do bramy pełnej ludzi, którzy stali tam już od dwóch godzin. Kwadrans po ósmej, zdając sobie sprawę, że droga z Leszna na Sienną zajmie mi pół godziny, zdecydowałam ruszyć do domu, aby zdążyć przed godziną policyjną.
Na rogu Leszna i Żelaznej ogromna masa ludzi stała w wojskowych szeregach przed biurem pracy. Większość z nich stanowili młodzi mężczyźni w wieku od osiemnastu do dwudziestu pięciu lat. Żydowscy policjanci zmuszeni byli pilnować, żeby nikt nie uciekł. Ci młodzi mężczyźni stali z opuszczonymi głowami, jak gotowi na rzeź. Tysiące mężczyzn, którzy zostali wysłani do obozów pracy, po prostu zniknęło bez śladu.
Warszawa, 23 września
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Epidemia zbiera ogromne żniwo. Ostatnio śmiertelność osiągnęła pięćset ofiar dziennie. Mieszkanie każdego, kto zachorował na tyfus, jest dezynfekowane. Mieszkania bądź pokoje zmarłych na tyfus są praktycznie zalewane środkami odkażającymi. Wydział zdrowia Gminy robi wszystko, co w jego mocy, by walczyć z epidemią, ale brak lekarstw i miejsc w szpitalach pozostaje nadal głównym powodem wysokiej śmiertelności, a naziści coraz bardziej utrudniają organizowanie medycznej pomocy. Istnieje szeroko rozpowszechnione mniemanie, że hitlerowcy celowo zarazili getto bakcylem tyfusu, aby sprawdzić metody wojny bakteriologicznej, jaką mają zamiar zastosować przeciw Anglii i Rosji. […]
Jednakże bakcyl nie uznaje praw rasowych czy granic getta. Zanotowano kilka tragicznych przypadków tyfusu także po „aryjskiej” stronie, zarażeniu uległo również kilku hitlerowskich strażników. Ale nawet ten fakt jest wykorzystywany przez nazistowską propagandę antyżydowską – teraz Niemcy twierdzą, że Żydzi rozsiewają choroby zakaźne.
Warszawa, 25 września
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Dziś miałam dyżur na wystawie prac naszej szkoły. Największym powodzeniem cieszą się tzw. martwe natury. Widzowie „ucztują” oczyma patrząc na jabłka, marchewki i inne pożywienie namalowane tak realistycznie. […] Wystawa ma duże powodzenie, obejrzało ją już kilkaset osób.
[…]
Wielu zwiedzających odwiedza salę poświęconą projektom architektonicznym. Projekty te są nieco skomplikowane dla przeciętnego widza. To plany nowoczesnych bloków mieszkalnych i rysunki przedstawiające powojenne domki jednorodzinne otoczone ogrodami; domki te mają dużo okien. Wyglądają niemal jak szklane domy, o których marzył Stefan Żeromski. Ludzie odwiedzający wystawę z dumą patrzą na projekty domów dla żydowskiej ludności w wolnej przyszłej Polsce, która zlikwiduje zatłoczone domy na Krochmalnej i Smoczej, gdzie mieszczą się najciemniejsze piwnice w całym getcie. Ale kiedy nadejdzie ten czas? I ilu z nas dożyje, by móc to zobaczyć?
[…]
Ludzie opuszczają wystawę pełni wrażeń i jeszcze na ulicy kontynuują dyskusje o obrazach i projektach przez dłuższy czas. Nie mogą oni uwierzyć, że takie prace mogły zostać wykonane w murach getta, szczególnie w obecnych warunkach stałych łapanek, głodu, epidemii i terroru. A jednak to fakt! Nasza młodzież dała namacalny dowód naszej siły ducha, mocy oporu, odwagi i wiary w nowy, lepszy świat.
Warszawa, 28 września
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Sienna wygląda przerażająco. Cała okolica, która jeszcze kilka dni temu tętniła życiem, jest teraz pusta. Przez środek ulicy przeciągnięto zasieki z kolczastego drutu. Od czasu do czasu pojawia się jakiś uzbrojony hitlerowski żandarm lub też polski bądź żydowski policjant. Wszędzie okna są pozamykane, a otwory zaklejone papierem: żydowska kompania sanitarna dokładnie zdezynfekowała domy przed przekazaniem ich do użytku „aryjskiej” ludności polskiej.
Na niektórych balkonach wciąż jeszcze stoją skrzynki z na pół zwiędłymi roślinami.
Warszawa, 6 października
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
§4 b)
(1) Żydzi, którzy bez upoważnienia opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim żydom [sic!] świadomie dają kryjówkę.
(2) Podżegacze i pomocnicy podlegają tej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany karany będzie jak czyn dokonany. W lżejszych wypadkach można orzec ciężkie więzienie lub więzienie.
(3) Zawyrokowanie następuje przez Sądy Specjalne.
Warszawa, 15 października
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Żyjemy w więzieniu. Przyglądając się opuchniętym, na wpół nagim postaciom, leżącym pokotem na ulicach, doznajemy uczucia, że zostaliśmy zepchnięci do poziomu zwierząt, podludzi, bezdomnych i zaniedbanych. Wychudłe, podobne do trupich czaszek twarze żydowskie, widok gasnących na naszych oczach dzieci — przywodzą na myśl obrazy głodu w Indiach czy leprozoria trędowatych. A jednak rzeczywistość getta przerasta naszą wyobraźnię i tylko jedno mogłoby nas jeszcze przerazić — masowe ludobójstwo zamiast stopniowego wyniszczania i powolnego wymierania.
I choć lęk zamyka usta, to trzeba jednak przyznać, że nagła i gwałtowna śmierć byłaby, być może, dla ginących z głodu wyzwoleniem, gdyż oszczędziłaby im długotrwałych mąk i straszliwej agonii... A jednak... jesteśmy ludźmi, nie zapomnieliśmy, że jeszcze niedawno, zaledwie przed dwoma laty, byliśmy wolni! O, jakże jesteśmy upokorzeni i nieszczęśliwi!
A jednak... chcemy żyć jak ludzie wolni, chcemy żyć i tworzyć! [...] Pragniemy, żeby te właśnie wieczory literackie, które dziś inaugurujemy, stały się jednym z dowodów naszego instynktu przetrwania, przypominały naszą przeszłość i budziły nadzieję na przyszłość. [...] Młodzieży żydowska! Być może wśród was znajdują się przyszli pisarze, tacy jak Wajsenberg. Starajcie się wytrzymać, aż słońce wzejdzie i oświeci ziemię.
Warszawa, 14 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Pierwsze mrozy dały już o sobie znać i ludzie dygocą z zimna. Najstraszniejsze to marznące dzieci, dzieci o bosych nóżkach, gołych kolanach, w postrzępionej odzieży, które stoją milczące i płaczą. Dziś wieczorem słyszałem lament takiego małego, 3- lub 4-letniego szkraba. Z rana prawdopodobnie znajdę jego zmarznięte zwłoki.
Warszawa, 14 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Na dworze szaleje zamieć […]. Podczas tych potwornie zimnych dni jedno nazwisko jest na ustach wszystkich: Kramsztyk, człowiek, który zajmuje się dystrybucją opału. Niestety, ilość węgla i drewna, jakie Niemcy przydzielili dla getta, jest tak mała, że ledwie wystarcza na ogrzewanie urzędów takich, jak administracja Gminy, poczta, a także budynków szpitalnych i szkolnych. Tak więc dla ludności prawie nic nie zostaje. Na czarnym rynku węgiel osiąga fantastyczne ceny, a często w ogóle jest nie do dostania.
[…]
Głód przybiera coraz potworniejszą postać. Ceny jedzenia ciągle rosną. Teraz funt czarnego chleba kosztuje już cztery złote, a białego sześć złotych. Masło – czterdzieści złotych za funt; ta sama ilość cukru od siedmiu do ośmiu.
Warszawa, 22 listopada
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Trzy dni temu, 20 listopada 1941, miał miejsce niewiele znaczący epizod. Do punktu na Dzielnej 6 podjechała riksza, a furman zrzucił wyjątkowy ciężar — zwolnioną po tyfusie ze szpitala młodą dziewczynę o wychudzonej, bladej twarzy. Ponieważ punkt na Dzielnej tymczasem przestał istnieć, „ładunek” ułożono na nowo, a furman skręcił w kierunku Gęsiej. Tu „wysypał” dziewczynę na podwórze jak kupę śmieci. W punktach tego podwórza nikt jednak nie chciał jej przyjąć. Chodziła od pryczy do pryczy, prosząc łagodnym głosem: „Ludzie serdeczni, zostałam jedna z całej rodziny, pozwólcie mi się ogrzać, przytulić, trzęsę się z zimna...”. Ale nikt nie chciał jej odstąpić ani części swojej zupy, ani miejsca w łóżku.
Noc zbliżała się z mroźnym wyciem wiatru przez wybite szyby zimnego punktu. W kącie, na podłodze, leżał ludzki kłębek, jęcząc i szczękając zębami. Nagle rozległ się śpiew: „Rozstaniemy się na zawsze, na zawsze...”. Dziewczyna zaczęła tańczyć miękkimi podskokami. Zamilkła, opadła na podłogę z głębokim westchnieniem.
Poranny promień oświetlił jej martwe ciało, ale nie było już jej palta ani butów.
Warszawa, 23 listopada
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Niemcy wpuścili do getta duży transport ziemniaków. Początkowo ludzie byli zaskoczeni taką hojnością, ale zdziwienie nie trwało długo. Okazało się, że te ziemniaki były przeznaczone dla hitlerowskich żołnierzy na rosyjskim froncie, ale zmarzły w drodze. Wtedy Niemcy otworzyli swoje nazistowskie serca i wysłali te ziemniaki Żydom do getta.
Teraz długie kolejki stoją przed sklepami spożywczymi. Ludzie próbują kupić po kilka zmarzniętych ziemniaków, bo choć nie można ich ugotować, nadają się świetnie na placki. Dokądkolwiek się pójdzie, zapach smażonych placków kartoflanych drażni nozdrza. Jako tłuszczu używamy czarnego oleju konopnego, który jest tu najtańszy.
Warszawa, 1 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Przystąpienie Ameryki do wojny znów tchnęło nadzieję w setki tysięcy przygnębionych Żydów w getcie. Nazistowskie straże przy bramie mają smutne miny. Niektórzy są mniej okrutni, ale na innych ostatnie wiadomości mają wręcz przeciwny wpływ i stają się jeszcze gorsi niż dotąd. Większość ludzi wierzy, że wojna nie potrwa już teraz długo i że zwycięstwo aliantów jest pewne.
Warszawa, 1 grudnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Większość to zmory, upiory dawnych ludzi, to nędzne łachmany, opłakane resztki „bywszego” człowieczeństwa. [...] A przy tym ten nędzny, zastrachany wzrok jakby ściganego zwierzęcia, niespokojny, apatyczny i zrezygnowany. [...]
Na ulicach bezskutecznie wydzierają się umierające z głodu dzieci. Wyją, błagają, śpiewają, zawodzą, drżą z zimna, bez bielizny, bez odzieży, bez obuwia, w łachmanach, workach, szmatach, obwiązanych sznurem dokoła nędznego szkieletu, spuchnięte z głodu, zniekształcone, na pół przytomne, w piątym roku życia już zupełnie dojrzałe, ponure i zniechęcone, jak starcy.
Getto warszawskie, 7 grudnia
ŻIH Warszawa, Archiwum Ringelbluma, sygn. 428.
Żydowska szkoła prowadzona w języku jidysz zwraca się do Was z apelem, aby otoczyć ją murem ochronnym i stworzyć jej możliwość egzystencji. [...] Bez książek, bez przyrządów szkolnych, w pustych ścianach, z głodnymi, bosymi dziećmi — oto jak żydowska szkoła stawia dziś swoje pierwsze kroki. Musimy zorganizować wszystko, co jest niezbędne. To jest nasz obowiązek.
Nasza szkoła nie będzie miała bogatych mecenasów — ale też ich nie potrzebuje. Potrzebuje gorącego serca i pomocnego ramienia. [...] Nie wolno stać z boku i „ja wierzę” obowiązuje. Wszyscy muszą stanąć do pracy, tego wymaga od nas sytuacja. Zwracamy się do Was z propozycją zostania przyjacielem szkoły żydowskiej, aby pomóc jej przetrwać te ciężkie czasy.
Warszawa, 15 grudnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Miniona noc była mieszanką rozrywki i koszmaru. […] Po przedstawieniu moi przyjaciele z ŁZY zaproponowali, byśmy noc sylwestrową spędzili w moim mieszkaniu. […] Zamiast szampana była lemoniada, a zamiast ciastek kanapki ze „śmierdziuchami”. Na stole zapalona mała karbidowa lampka. Syk płomienia zagłuszała rozmowa, ale gaz, jaki się wydzielał, pachniał coraz intensywniej w nie wietrzonym pokoju.
Godziny biegły szybko, ale około północy zauważyłam, że mały płomyk robi się coraz mniejszy, a zapomniałam kupić dodatkowy karbid na tę okazję. Harry „uspokoił” mnie, że pasuje witać Nowy Rok w ciemności.
W tej samej chwili Dolek spojrzał na zegarek i krzyknął: „Północ się zbliża!”. Przez moment była kompletna cisza, Romek podszedł do pianina, gdy dobiegły nas dzwony powoli obwieszczające północ z wieży pobliskiego kościoła.
Nim zegar – któremu towarzyszyliśmy chóralnie – wybił dwunastą, wąski płomień mojej lampy wydłużył się jeszcze bardziej, po czym zgasł z trzaskiem. W tym momencie zegar wybił dwunaste uderzenie. W pokoju było ciemno. Podniosłam story z czarnego papieru i wpuściłam trochę światła. Na dworze jasny śnieg padał na ziemię, a księżyc płynął powoli po zachmurzonym niebie.
W tej połowicznej ciemności zobaczyłam, jak Romek kładzie ręce na klawiaturze. Z ogromnym wysiłkiem zaczął grać „Marsz żałobny” Chopina. Nikt nie powiedział ani słowa.
Warszawa, 1 stycznia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Dziś był ostatni dzień oddawania futer. Hitlerowcy dwukrotnie przesuwali termin, bo zdali sobie sprawę, że nikt się nie spieszy do oddania ich. Po drugim przesunięciu terminu zaczęli robić rewizje terroryzując ludzi.
Przez trzy dni przed punktami zbiórki stały długie kolejki; ludzie zaczęli wreszcie wykonywać rozkaz. Ale Niemcom nie będzie zbyt ciepło w naszych futrach. Czego nie udało się schować albo sprzedać – zostało pocięte i zniszczone. Futra są pełne dziur, a kołnierze z karakułów i drebrnych lisów mają wystrzyżone włosy. W zamian za oddane futra właściciele dostawali żółte świstki, za które trzeba było wnieść specjalną opłatę w wysokości dwóch złotych.
Mówi się, że naziści chcą wykładać futrami buty żołnierzy, którzy marzną na rosyjskim froncie.
Warszawa, 16 stycznia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Ulica Chłodna, ze swą skomplikowaną geografią, przedstawia dziwny widok. Ruch ludzki także nie jest tu zwyczajny. Widać tłumy ludzi idące od rogu Żelaznej. Idą do drewnianego mostu, który jest wysoki na dwa piętra i łączy chodniki po obu stronach ulicy. Ludzie wypełniają most, z któego widać ulicę na jej całej długości. Chodniki są odgrodzone murami od jezdni, a między murami, jakby korytarzem, porusza się ludność „aryjska” i tramwaje. W połowie ulicy, między dwoma ścianami, stoi kościół Św. Boromeusza otoczony starymi, rozłożystymi lipami.
Niedaleko naszego domu znajduje się Kapitol getta. Na Chłodnej 20 mieszka prezes Czerniakow, pułkownik Szeryński – szef żydowskiej policji i wysocy urzędnicy rozmaitych żydowskich instytucji. Firma fotograficzna Baum-Forbert ma ten sam adres i duży portret Czerniakowa wisiał przed domem przez kilka dni.
Przewodniczący Biura Zaopatrzenia [Zakładu Zaopatrzenia], Gepner, a także komisarze policji Lejkin i Czerwiński też mieszkają na Chłodnej. Komisarz Lejkin zajmuje mieszkanie w naszym domu. Przeprowadzili się na Chłodną również Marysia Ajzensztadt – „słowik getta” – i właściciel kawiarni Hirschfeld.
Ludzie zamożni, posiadający środki na przekupienie urzędników z biura mieszkaniowego, dostali najlepsze mieszkania na tej ulicy, na której stoi przecież wiele dużych, nowoczesnych domów. Chłodna jest w ogóle uważana za „arystokratyczną” ulicę getta […].
Warszawa, 16 stycznia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Warszawa. Posiedzenie Żydowskiej Samopomocy Społecznej w sprawie ratowania życia aresztowanych Żydów
Dr [Emanuel] Ringelblum otworzył posiedzenie. Wyjaśnił, że — zgodnie z informacją podaną przez przewodniczącego Judenratu — [w getcie] jest 1500 futer, co oznacza sumę 1,5 miliona złotych; sumę, która może uratować od śmierci ponad 300 Żydów, siedzących w więzieniu na Gęsiej. Władze zapewniły, że zwolnią, za wyżej wymienioną sumę, wszystkich Żydów skazanych na śmierć, jak również Żydów, którzy jeszcze czekają na wyrok za przejście granicy. Gmina zaczęła już akcję wśród bogatych Żydów.
[Emanuel Ringelblum:] „Wezwaliśmy przedstawicieli Komitetów Domowych, aby umożliwić masom ludowym udział w tej wielkiej akcji. Mimo że Gmina może z łatwością uzyskać potrzebną sumę u bogatych Żydów, gdy zwróciła się do nas w tak ważnej sprawie, natychmiast przyjęliśmy tę propozycję, szczególnie po [wcześniejszym] przeprowadzeniu egzekucji na 23 Żydach. Jest świętym obowiązkiem Żydów pobrać specjalne listy i odwiedzać mieszkańców poszczególnych domów, aby każdy opodatkował się na rzecz uratowania naszych braci i sióstr.”
[...]
Radny [Judenratu Henryk] Rozen przekazuje swoje wrażenia z odwiedzin w więzieniu: „Kiedy aresztowanym doniesiono, że istnieje nadzieja na ich uwolnienie, płakali z radości. Dlatego trzeba z całą energią przystąpić do akcji. Należy natychmiast zwołać zebrania w domach. Przeciw bogaczom, którzy odmówią wypełnienia braterskiego obowiązku, zostaną zastosowane specjalne sankcje”.
Dyrektor [Jointu Icchak] Giterman wygłasza końcowe przemówienie: „Jest mało czasu. Zaledwie dwa dni na przeprowadzenie akcji. Warszawscy Żydzi mają bardzo złą opinię wśród innych Żydów. Tylko w Warszawie jest możliwe, że z jednej strony funkcjonują restauracje i kabarety, z drugiej [na ulicach] poniewierają się ciała martwych mężczyzn, kobiet i dzieci. Warszawscy Żydzi nie mogą dopuścić do krwawych zachowań Kaina, aby z powodu pieniędzy zginęli ich rodzeni bracia i siostry. Dokładnie tak, jak niedawno Żydzi stali w kolejkach, aby oddać futra, bo groziło im niebezpieczeństwo, tak i teraz trzeba stanąć w kolejkach, aby oddać pieniądze, bo grozi niebezpieczeństwo drugiemu Żydowi. Lwowscy Żydzi wpłacili 20 milionów rubli za żydowskich zakładników. To samo musi teraz zrobić żydowskie środowisko Warszawy”.
Zebranie osiągnęło swój cel. Zgromadzeni godzinami stali przy okienkach, aby otrzymać druki do przeprowadzenia zbiórki. Tego samego wieczoru w domach na terenie całego getta odbyły się zbiórki pieniędzy.
Warszawa, 16 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Nie bierzcie mi za złe, że wcale Wam nie odpisywałem. Jestem bowiem tak przygnębiony nieszczęściem, które mnie niedawno spotkało, że doprawdy pisanie przychodzi mi z trudem. Wysłano moich kochanych Rodziców tam, skąd już nigdy nie wrócą. Wysłano ich z 2 tysiącami innych nieszczęśliwców [...]. Zeszłoroczna historia, tylko w szerszym zakresie. Fala, która zmywa po kolei miasto za miastem już to doszczętnie, już to zostawiając gdzieniegdzie nielicznych rozbitków. Nie wiem, czy o wszystkim szczegółowo wiecie, czy jesteście w stanie wszystko pojąć, czy w końcu sobie zdajecie sprawę z ogromu nieszczęścia, jakie nasz naród spotkało. [...] Zostało nas 150. Na razie cicho.
Kalisz, 19 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Tysiące robotników w getcie zależą od szmuglerów, a ich sytuacja zmienia się zasadniczo z dnia na dzień. Jeśli poprzedniej nocy kilka dużych transportów jedzenia i surowców przedostało się do getta, różni podziemni robotnicy są zajęci; ale jeśli nastąpiła tak zwana „wsypa”, czyli gestapo przejęło kilka ładunków zboża, skóry i innych materiałów – warsztaty są puste i robotnicy zostają głodni.
Istnieją setki tajnych ręcznych młynów, w których szmuglowane ziarno miele się na mąkę. Plewy są także sprzedawane jako specjalny rodzaj mąki na czarne placki. Smakują jak siano.
Tajne młyny ręczne są ukryte w piwnicach, na strychach i w specjalnie zbudowanych ziemiankach. Działają przez całą dobę, ale ściśle przestrzega się ośmiogodzinnego dnia pracy. Dbają o to działające nielegalnie związki zawodowe, ludzie pracują regularnie na trzy zmiany. Praca polegająca na stałym obracaniu korbą młyna jest ciężka, ale dobrze płatna. Przeciętnie wprawiony robotnik zarabia dwadzieścia do trzydziestu złotych dziennie, a nocna zmiana otrzymuje 50 procent premii.
[…]
Są też w getcie małe zakłady wytwarzające konserwy rybne; oczywiście z ryb zwanych „śmierdziuchami”. Ostatnio przemytnicy sprowadzili duży ładunek wędzonej flądry. Przyprawiona smakuje jak dobry śledź, który obecnie jest w Polsce nie do dostania. […]
Rozmaite sklepy robią przeróżne cukierki. Żydowscy chemicy w getcie wymyślają nowe substytuty cukru i sztuczne syropy, które nadają słodyczom dziwny smak. […]
Istnieją także tajne garbarnie, bo produkcja skóry jest ściśle kontrolowana przez nazistów. Skóra jest regamentowana, a ilość nie wyprawionej skóry przydzielana dla getta przez hitlerowców tak mała, że nie zaspokaja nawet ułamka naszych potrzeb. Skórzane buty są potwornie drogie […].
Pojawiło się sporo farbiarń. Ze względu na brak materiałów pierze się i farbuje stare ubrania. Pod tym względem nasi chemicy też dokazują cudów. Mówi się, że farby robione są z cegieł z murów getta. Mądrale powiadają, że niebawem stopniowo całe mury zostaną zużyte przez chemików. Krawcy są bardzo zajęci przerabianiem farbowanych ubrań.
[…]
Tak więc można powiedzieć, że jesteśmy uniezależnieni od świata zewnętrznego. Nie tylko przestaliśmy sprowadzać różne artykuły, które nigdy przedtem nie były produkowane w getcie, ale nawet zaczęliśmy eksportować niektóre wyroby, jak na przykład papierosy, sacharynę, wino i likiery, buty, zegarki, a nawet biżuterię. Wszystkie te dobra muszą przejść przez Transferstelle, a wysokie opłaty celne wędrują do kieszeni urzędników gestapo. Oficjalnie robotnicy żydowscy produkują wyroby dla niemieckiej administracji, ale faktycznie urzędnicy niemieccy pełnią funkcję dobrze opłacanych pośrednikó między gettem a kupcami po stronie „aryjskiej”.
Warszawa, 20 lutego
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Jestem żydowskim poetą. Każdego dnia, kiedy myję swoje ciało — tylko skóra i kości, nie ma ono już zupełnie mięśni — zastanawiam się, co to oznacza. Czy jestem już przeznaczony na śmierć? Okrywam szybko ostatnią koszulą wiązkę moich kości. Drżą moje blade wargi, a moje smutne serce staje się jeszcze bardziej zgnębione. Jestem żydowskim poetą. Zwracam się do Was z prośbą o miesięczne finansowe wsparcie. Jestem bardzo wyczerpany, padam z nóg. Gdyby okazało się to niemożliwe, proszę o szybką, jednorazową pomoc finansową.
Mam nadzieję, wielce szanowny i ukochany Panie Guzik, że wyjdzie Pan naprzeciw mojej uniżonej prośbie.
Warszawa, 27 lutego
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Życie, zwłaszcza życie tak dojrzałe do śmierci, jak to nasze w zamkniętym mieście, preparuje niekiedy przedziwnie jaskrawe, symboliczne skróty, niczym melodramatyczne pomysły banalnego filmu. Oto raz widziałam na własne oczy opodal bramy domu, gdzie mieści się kuchnia i zarazem rejon policji żydowskiej, u wejścia do cukierni, trupa dziecięcego przykrytego płachtą plakatu „Miesiąca Dziecka” z napisem: „Ratujmy dzieci! Nasze dzieci muszą żyć!”.
Warszawa, 6 marca
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
W środę rano pojechałem do Warszawy. Jechałem [...] z Saskiej Kępy przez getto. Uderzyła mnie panująca tam pustka. Mury i parkany pokryte są nielegalnymi napisami. Na Pradze jest nawet wielki napis: „Hitlerku, nie wygrasz wojny w żydowskim futerku”. [...] Nocowałem u Saloniego. W nocy był alarm lotniczy.
Warszawa, 11 kwietnia
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Wyruszyłem z ręcznym wózkiem do zwożenia trupów o godzinie dziesiątej rano. Wózek ten odbył już tego dnia jedną turę i zwiózł trzy trupy. Teraz jedziemy dalej. Wyruszamy z cmentarza. Na kartce jest sześć adresów. [...]
Ulica Franciszkańska 21. W drugim podwórku znajduje się synagoga, w niej punkt dla uchodźców, jeden z najgorszych, jakie widziałem. Pod synagogą mieszczą się duże piwnice, zupełnie otwarte. Schodzimy. Duże podziemie skąpo oświetlone jest światłem dziennym, wpadającym przez dwa małe okienka. Pod ścianami kilka barłogów. [...] Na jednym [...] leżą dwie ludzkie postacie. Jakiś strzęp ludzkiego istnienia informuje, że to właśnie jest zmarły.
Na jednym barłogu leży żywa jeszcze matka i dwudziestokilkuletni syn, który umarł przed trzema dniami. Grabarze biorą lekkiego jak wiór trupa i wynoszą [...]. Matka ani drgnie. Nawet głowy nie odwraca. [...] Grabarze z trupem dochodzą do wózka, biorą rozmach i wrzucają byłego człowieka możliwie głęboko, by nie zajmował dużo miejsca. O trumnie nie ma mowy. [...]
Na Smoczej, Stawkach, placu Parysowskim — obraz jest wszędzie uderzająco podobny. Suterena albo strych. Barłóg szmat albo tapczan bez pościeli. Trupy albo obrzękłe, albo wysuszone na kość. I nigdzie żadnego, najmniejszego wzruszenia ze strony najbliższej rodziny. [...]
Na zakończenie wzięliśmy trupa z ulicy. Grabarze szepczą sobie coś na ucho. Pokazują na łachmany okrywające zmarłego, na cholewy jego niegdyś wysokich butów. Jestem im niewygodny. Ale i sam mam dosyć. Odchodzę i nie przeszkadzam w obdarciu człowieka — zmarłego z głodu i zimna na ulicy.
Warszawa, 15 kwietnia
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Od siedemnastego dnia tego miesiąca getto żyje w nieustającym przerażeniu. W nocy z siedemnastego na osiemnasty zabito pięćdziesiąt dwie osoby – w większości byli to piekarze i szmuglerzy. Wszyscy piekarze są przerażeni. Epstein i Waner, właściciele piekarni na naszym podwórku, nie nocują w swoich mieszkaniach. Niemcy przychodzą do różnych domów z przygotowaną listą nazwisk i adresów. Jeśli nie zastaną osoby, której szukają, biorą zamiast niej innego członka rodziny, prowadzą go parę kroków przed domem, grzecznie puszczają przodem, po czym strzelają mu w plecy.
Warszawa, 28 kwietnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Niemcy zdecydowali się zrobić film o życiu w getcie. Dziś wcześnie rano ustawili wielką kamerę przed domem na Chłodnej 20 i robili zdjęcia ulicy. Później weszli do jednego z najelegantszych mieszkań i kazali nakryć stół w salonie. Z najbliższej restauracji zarekwirowali najokazalsze półmiski z mięsem, cistami i owocami – najprawdopodoniej jedynymi owocami, jakie można dostać w getcie. Łapali najlepiej ubranych przechodniów – mężczyzn i kobiety – i kazali im usiąść przy stole, jeść, pić i rozmawiać, po czym zaczęli kręcić swój niezwykły film.
Warszawa, 8 maja
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Samochód SS. Jak co dzień, esesmani jadą przez żydowskie ulice na Pawiak. Znów pobili Żydów na rogu Dzielnej i Zamenhofa. trzy żydowskie głowy, rozbili rykszę. Udało im się znaleźć o pierwszej po południu ulice są zwykle prawie puste.
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
„Filmowcy” przyszli dziś na cmentarz, kazali znieść 36 trupów żydowskich kobiet i rozebrać je. Następnie dwóch grabarzy miało brać kobietę — jeden za ręce, drugi za nogi — i wrzucać na kupę, do wspólnego grobu. Te wymuszone sceny zostały sfilmowane.
[...]
Obok wartowni zabito dziś trzech Żydów.
Z przejeżdżającego tramwaju na ulicy Chłodnej żandarm strzelił do żydowskiej kobiety. Upadła w kałuży krwi. Żandarm wyskoczył z tramwaju, wystrzelił jeszcze jedną kulę, dobijając ją na miejscu. Na Lesznie obok warty przebiegł chłopczyk ze szmuglowanym towarem. Żandarm przywołał go, kazał mu usiąść pod ścianą, zdjął karabin z pleców i wycelował. Przechodnie byli pewni, że chce tylko nastraszyć małego. Dał się słyszeć strzał, dziecko zostało zabite. [...]
Warszawa, 11 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dziś na Karmelickiej oficer złapał Żyda za to, że nosił opaskę za nisko, nie na ramieniu. Zaprowadził go na Pawiak. Tam, za to przestępstwo, odrąbano mu rękę.
Znowu bachanalia samochodu SS — kilka rozbitych żydowskich głów. „Filmowcy” łapali mężczyzn i kobiety w mykwie na ulicy Dzielnej 38. Zmuszali Żydów z brodami do rozbierania kobiet, do całowania się z nimi i do innych pikantnych czynności. Zmusili kobiety i mężczyzn, aby weszli razem do basenu mykwy i filmowali „żydowską demoralizację”.
Warszawa, 12 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dziś na Nowolipkach 36 ustawił się chrześcijanin, który wszystkim żydowskim biedakom dawał po pół złotego. Chętnych oczywiście nie brakowało. Rozdał kilkaset złotych. „Filmowcom” udały się dwie „sztuczki”. Na Gęsią, obok Lubeckiego, gdzie leżało ciało martwego Żyda, spędzili kilkuset Żydów — kobiety i mężczyzn. Każdy Żyd musiał przeskoczyć przez trupa, a Niemcy filmowali scenę.
Na Nowolipkach rozstawili grupę czterdziestu żydowskich żebraków, starych i młodych. Z wyciągniętymi rękami stali wszyscy w jednym rzędzie. Następnie zebrano większą liczbę lepiej ubranych ludzi i zmusili ich do przejścia obok rzędu żebraków, zabraniając dawać jałmużnę. Ta scena „żydowskiego okrucieństwa” również została sfilmowana.
Warszawa, 13 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Dzisiejszej nocy przed bramą na Gęsiej 29 zastrzelono dwóch Żydów, dwóch na Dzielnej 15, na Karmelickiej — jednego. Zabijali według znanego scenariusza. Zatrzymują samochód, w którym siedzą [zatrzymani wcześniej] nieszczęśni Żydzi, wyprowadzają ich na ulicę. Słychać kilka strzałów. Samochód rusza do dalszej krwawej roboty.
Warszawa, 16 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
„Filmowcy” [...] zmusili kierownika restauracji „Szilcesa”, na rogu Karmelickiej i Nowolipek, do przygotowania ryb, befsztyków, ciast, owoców, drogich likierów i win. O godzinie 8.00 Niemcy ustawili się z aparatami. Żydowska policja, jak zwykle, wyłapała elegancko ubrane kobiety i dobrze ubranych mężczyzn, których posadzono — po dwie kobiety i po dwóch mężczyzn — dookoła każdego z szesnastu stolików. Zmuszono ich do jedzenia i picia. Uczono ich, jak mają się zachowywać w tym żydowskim dobrobycie. Filmowano ich w wielu różnych pozach do godziny 15.00.
Warszawa, 19 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Wieczorem 21 maja 1942, w wigilię Szawuot, po getcie zaczęła krążyć pogłoska, że „coś” będzie się działo w nocy. [...] Około godziny 21.30 ulica była już zupełnie wymarła, choć normalnie o tej porze ruch jest jeszcze duży. W żydowskich domach zapanowały lęk i panika. Z sąsiadami umówiliśmy się, że schowamy się w maleńkim pokoiku, na końcu mieszkania jednego z nich. Wejście mieliśmy zastawić szafą, tak by dla obcego oka było nie do zauważenia, że jest tam jeszcze jakieś pomieszczenie. Było nas sześciu.
Po godzinie usłyszeliśmy hałas i wzmożony ruch na ulicy. [...] Słyszeliśmy głośne żołnierskie kroki. Jeden z nas podkradł się bliżej okna i cicho meldował, że ustawiła się grupa żydowskich policjantów, wydano jakiś rozkaz, po czym rozległy się uderzenia w przeciwległą bramę. Po kilku minutach silnego łomotania usłyszeliśmy, że brama się otwiera. Kilku żydowskich policjantów rzuciło się na stróża, krzycząc i bijąc go za to, że tak długo zwlekał z otwarciem [...]. Brama znów się zamknęła. Zapadła cisza.
Nagle usłyszeliśmy straszne głosy kobiet, histeryczne krzyki i płacze, a chwilę później strzelaninę. Ukazał się policjant, za nim prowadzono dwóch młodych ludzi. Biegło za nimi kilka żydowskich kobiet, płacząc i krzycząc: „Mordercy, zlitujcie się nad nieszczęśliwą matką”, „W zeszłym roku zamordowaliście mi syna w obozie, zostawcie mi moje jedyne oczko w głowie”, [...] „Miejcie litość dla samotnej wdowy, on jest przecież moim jedynym żywicielem, co teraz będę robić, kto mi da na kawałek chleba?”. [...] W końcu kobiety zostały wepchnięte przez policjantów do bramy, którą zatrzaśnięto.
Z ulicy całą noc dochodził stukot butów żydowskich policjantów. Jedno z najstraszniejszych wojennych nieszczęść — wojskowy krok Żydów i strach Żyda przed drugim Żydem. Całą noc słyszeliśmy walenie do bram, rozpaczliwe krzyki i płacz kobiet.
[...] Z nadejściem dnia żydowscy policjanci, jak złe duchy, zniknęli w swoich dziurach. O szóstej rano postanowiliśmy opuścić kryjówkę i wrócić do swoich mieszkań. Dowiedzieliśmy się, że w nocy złapano około 800 osób, głównie fachowców, ale też ludzi niepracujących. Wszystkich złapanych odprowadzono do rejonu policji żydowskiej na ulicy Zamenhofa 19. [...]
Od godziny 13.00 policjanci żydowscy zatrzymywali wszystkich młodych mężczyzn i sprawdzali, czy karta meldunkowa jest ostemplowana przez Urząd Pracy. Wszyscy bez podstemplowanej karty byli odprowadzani do najbliższego rejonu policyjnego. [...]
Część młodych wykupiła się pieniędzmi z policyjnych rąk, jeszcze zanim zaprowadzono ich do rejonu. Niewielkiej części udało się wykupić już na miejscu. Cena wynosiła od 50 do 5000 złotych. Wobec tych, którzy stawiali opór, policjanci użyli siły i przymusu. [...]
Zastanawiam się: co się z nami stało? Policjant ciągnie chłopaka, jak wołu na rzeź. Rzeźnik ma z tego jakiś zarobek... Ale jeśli młody człowiek, którego ty ciągniesz na rzeź, tak prosi, płacze przed tobą i jeszcze mówi do ciebie w imieniu swojej chorej matki, to czyżbyś był aż taką kanalią i nie miał litości dla niego? A jeśli nawet w tej łapance będzie o tego chłopaka mniej, to co? Czy żądano, imiennie, właśnie jego? Jeśli ktoś nie sprzeciwia się, tylko idzie obojętnie, bo nie wie, że prowadzisz go na rzeź — czy to nie wystarczy? Ale jeśli tamten się wyrywa i za nic nie chce pozwolić się zniszczyć, a ty, żydowski policjancie, walczysz z nim i właśnie na zniszczenie go ciągniesz — to przecież jesteś zwyczajnym mordercą!
40-letni mężczyzna prowadzony jest przez trzech policjantów. Dwóch trzyma go za ręce, zwinięte w kabłąk, trzeci pcha go naprzód, trzymając za marynarkę na plecach. Zatrzymany opiera się, nie chce iść, odwraca głowę do tyłu. Krzyczy, rozpacza, aż serce się kraje. Żydowskich kanalii to nie obchodzi, wypełniają sumiennie swoją diabelską robotę.
Trzeba jasno stwierdzić, że żydowska policja jest bardzo aktywna w sprowadzaniu nieszczęścia na Żydów. Część policjantów pracowała z takim poświęceniem, jakby chodziło o ratowanie ludzi, a nie ich niszczenie.
[...]
Około godziny 14.45 łapanka się skończyła. [...] Złapani zostali podzieleni na pięcioosobowe grupy. [...] Przyglądam się nieszczęsnym. Wszyscy idą zrezygnowani i zrozpaczeni. Większość zatrzymanych jest elegancko ubrana. Wielu płacze. Prowadzeni zasłaniają oczy chusteczkami. Robi to straszne wrażenie — widok płaczącego mężczyzny jest jedną z tragiczniejszych rzeczy. [...]
Tymczasem do bramy zaczęły podjeżdżać omnibusy firmy Kon-Heller. Były one zapchane Żydami złapanymi w innych rejonach. Pod silną strażą przewieziono ich na punkt zbiorczy przy Zamenhofa 19. Od wyjścia z omnibusu do bramy stał szpaler żydowskiej policji. [...] Na ulicy czekały setki kobiet. Kiedy do bramy podjeżdżał autobus, a kobiety rozpoznawały swoich mężów, synów, ojców — podnosił się krzyk, który docierał do niebios. Policja pod żadnym pozorem nie pozwalała kobietom porozumieć się z mężczyznami. [...]
Do wieczora podjechało na Zamenhofa osiemnaście omnibusów ze złapanymi ludźmi. Jednemu z młodych ludzi, podczas wyprowadzania z samochodu, udało się wmieszać w tłum kobiet. Żydowski policjant, zamiast pozwolić mu uciec, zaczął gwizdać i kilku innych policjantów pobiegło za mężczyzną. Złapano go, przewrócono na ziemię, bito, kopano tak brutalnie, że pomyślałem sobie: jak to dobrze, że żydowska policja nie ma broni, bo kto wie, ile byłoby ofiar...
[...]
Wszystkich tych ludzi załadowano do wagonów i zaplombowano je. Nie wiadomo, co się z nimi stało. Według jednej wersji, broń nas Boże, w zamkniętych wagonach będzie się ich zagładzać na śmierć. Według innej, wysyła się ich do pracy pod wschodni front. W każdym razie — niech Bóg się zlituje!
Warszawa, 22 maja
Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady, red. Marta Markowska, tł. z jidysz Sara Arm, Ośrodek KARTA, Dom Spotkań z Historią, Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa 2008.
Niedawno opowiadał mi [znajomy] scenę, którą zaobserwował z pewnego balkonu naprzeciwko wylotu Leszno–Tłomackie w niedzielny dzień. Żandarm dzierżący tam wówczas posterunek (bywają — nawet często — wśród nich tacy, którzy mają względy dla dzieci) zauważył grupę dzieciaków już objuczonych do powrotu i czekających pomyślnego momentu. Dał im znak, żeby przeszły i one myśląc, że to taki życzliwy kaprys będącego w dobrym nastroju Niemca, przebiegły pędem i chciały od razu dalej wiać. Na to jednak żandarm nie pozwolił. Zatrzymał je, ustawił w szyku i kazał czekać. Czekały, aż uzbierała się i przeszła przez wylot nowa partia. Gdy wreszcie się uzbierała spora gromadka dzieci, zaczęła się „zabawa”.
Żandarm ustawił je wedle wielkości, najmniejsze na przodzie, coraz wyższe, aż do tej dwunasto- i trzynastoletniej ariergardy, i zaczął je musztrować. Kazał im maszerować w różnym tempie, śpiewać, potem biegać w kółko, i dzieciarnia ufna, że na tym się skończy, na wpół z chęci zadowolenia Niemca, a na wpół z dziecinnej ochoty do pobawienia się, mimo objuczenia, zmęczenia i zdenerwowania, wykonywała dość składnie wszystkie obroty, biegi itp., czekając tylko chwili, kiedy wolno im będzie się oddalić z uratowanym towarem. Niestety, tak dobrze nie poszło. W pewnym momencie Niemiec zatrzymał je w miejscu i dobywszy z pochwy szpadki zbliżył się do dzieci i jął ciąć i krajać na nich odzież podszytą sakwami, w których znajdowały się kartofle i inny „towar”. Tu dopiero zabawa osiągnęła swój punkt kulminacyjny. Dzieci rozmaicie zareagowały. Niektóre potulnie pozwoliły z sobą robić, co Dojcz chciał. [...] Nie wszystkie jednak pogodziły się bez protestu z utratą swego mienia i często całego kapitaliku zakładowego dla dalszych przedsięwzięć. Jedne próbowały prosić, błagać, płaczem miękczyć serce Dojcza, inne natomiast spróbowały... uciekać. I te spotkał los najgorszy. Niemiec dał rozkaz stojącemu obok policjantowi żydowskiemu czy też polskiemu, by „zawrócił” całą trzódkę, zaczęła się gonitwa, okładanie pałkami, doprowadzonych przed swoje oblicze żandarm okładał własnoręcznie. Dzieciarnia podniosła okropny pisk, płacz, a tymczasem kartofle toczyły się po bruku, drogi towar leżał w prochu pod nogami i nie było już żadnej nadziei ni ratunku...
Gdy już wreszcie wszyscy mali szmuglerzy zostali wyzuci, a raczej wypatroszeni, wybebeszeni z zawartości, sprowadzono dwa wózki rowerowe, kazano wózkarzom pozbierać z bruku rozsypany łup i przewieźć całe „bogactwo” na tamtą stronę. [...] Ciekawe było też, jak reagowali na całą zabawę widzowie aryjscy, których trochę zgromadziło się po tamtej stronie na odgłos „hecy z żydziakami”. Znalazło się też tam dwóch żołnierzy [niemieckich] na niedzielnym spacerze. Otóż, niestety może przypadkowo tłum ten tak był zestawiony, ale wszyscy, razem z żołnierzami [...] mieli kapitalną uciechę...
Getto warszawskie, 29 maja
Katarzyna Madoń-Mitzner, Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu, „Karta” nr 39/2003.
Po obiedzie mama poszła do gestapo z Z., do biura Orfa. Oświadczył on, że mama ma prawo zabrać ze sobą całą rodzinę. Ciągle nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. To niepojęte, że jednak naprawdę opuszczę to piekło. Ale okropne jest myśleć o wszystkich przyjaciołach i krewnych, którzy muszą zostać, gdy ja wyjadę.
Spędziłam cały dzień na kupowaniu różnych drobiazgów niezbędnych do podróży. Powiedziano mojej matce, że spędzimy na Pawiaku tylko trzy dni, a potem zostaniemy wysłani na wymianę do Ameryki. Wszyscy moi przyjaciele przyszli się ze mną pożegnać. Wszyscy mi zazdrościli i rozpaczali nad swoim własnym losem. […]
Teraz zbliża się północ. Mama pakuje rzeczy. W naszym mieszkaniu jest straszny bałagan. Było pełno ludzi do dziesiątej; wszyscy przyszli w tym samym celu – dać adresy amerykańskich krewnych i prosić ich o pomoc. Wiele było żon z dziećmi, których mężowie pojechali na Wystawę Światową w 1939 roku i zostali w Ameryce. Przyniosły nam dziesiątki fotografii. To było potworne pożegnanie. W całym domu ludzie płakali i nie było końca serdecznym życzeniom i pełnym łez uściskom.
Żegnam się z gettem. Wszędzie jest ciemno i cicho, ale wydaje mi się, że gdzieś w oddali słychać szloch.
Warszawa, 16 lipca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Zarządzam, aby przesiedlenie całej żydowskiej ludności Generalnej Guberni zostało przeprowadzone i ukończone do 31 grudnia 1942 r.
Z dniem 31 grudnia 1942 r. żadne osoby pochodzenia żydowskiego nie mają prawa przebywać w Generalnej Guberni. Chyba, że będą się one znajdować w obozach zbiorczych w Warszawie, Krakowie, Częstochowie, Radomiu i Lublinie. Wszelkie inne prace, przy których zatrudnieni są żydowscy robotnicy, muszą być do tego czasu zakończone, albo – o ile ukończenie ich nie jest możliwe – przeniesione do jednego z tych zbiorczych obozów.
Środki te są niezbędne dla przeprowadzenia etnicznego rozdziału ras i narodowości w myśl zasad nowego ładu w Europie, oraz w interesie bezpieczeństwa i czystości Rzeszy niemieckiej i strefy jej interesów. Wszelkie naruszenie niniejszego zarządzenia stanowi niebezpieczeństwo dla spokoju i porządku całokształtu interesów strefy niemieckiej, punkt oparcia dla ruchu oporu oraz moralne i fizyczne ognisko zarazy.
Lublin, 19 lipca
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Późnym popołudniem zapanowało wśród internowanych wielkie poruszenie. Dotarły do nas listy z zewnątrz z przerażającymi wiadomościami. W getcie panika. Ludność spodziewa się masowej deportacji trzystu tysięcy ludzi. Prezes Czerniakow i wszyscy przywódcy gminy starali się uspokoić ludzi ogłaszając, że Niemcy oficjalnie zaprzeczyli tym informacjom. Ale panika wzrosła, gdy dowiedziano się, że Transferstelle otrzymało kilka wagonów towarowych używanych do transportu zwierząt, które niedawno wypełniano Żydami wywożonymi do różnych obozów pracy.
Dla mieszkańców getta deportacja jest gorsza niż śmierć, oznacza bowiem śmierć po okropnych torturach i upokorzeniach, oznacza śmierć bez pogrzebu.
Warszawa, 20 lipca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Dziś w getcie była krwawa środa. Nieszczęście, którego wszyscy się spodziewali, spadło na ludzi. Zaczęły się deportacje i uliczne pogromy. O świcie patrole Litwinów i Ukraińców prowadzone przez żołnierzy SS otoczyły getto, a co dziesięć metrów ustawiono uzbrojonego żandarma. Ktokolwiek zbliżył się do bramy lub pokazał w oknie, został zastrzelony na miejscu. […]
Wczoraj wieczorem władze niemieckie poinformowały Gminę Żydowską, że wszyscy mieszkańcy getta zostaną wywiezieni na wschód. Wolno zabrać tylko czterdzieści funtów bagażu na osobę. Wszystkie pozostałe rzeczy zostaną skonfiskowane.
Warszawa, 22 lipca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Prezes Gminy, Adam Czerniakow, popełnił samobójstwo. Zrobił to ostatniej nocy, 23 lipca. Nie mógł znieść swego okropnego brzemienia. Zgodnie z wiadomościami, jakie tu do nas docierają, uczynił ten tragiczny krok, gdy Niemcy zażądali podwyższenia kontyngentu deportowanych. Nie widział innego wyjścia, jak tylko opuszczenie tego potwornego świata. Jego najbliżsi współpracownicy, którzy widzieli go na krótko przed śmiercią, mówią, że do końca wykazywał wielką odwagę i energię.
Warszawa, 24 lipca
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Od jakiegoś 20-tego bm. Niemcy przystąpili do likwidacji getta warszawskiego. Użyli do tego początkowo szaulisów i Ukraińców, usuwając policję polską. Przy tej sposobności jednego dnia miało zginąć 836 osób, w tym wszyscy napotkani tam Polacy. [...] Przejeżdżając obok getta widziałem oddział Ukraińców pod komendą gestapowca, posterunki otaczające mury i słyszałem strzały. Podobno wywożą z Dworca Gdańskiego po sześciuset Żydów dziennie w zaplombowanych wagonach. Nikt jednak nie wie dokąd.
Grodzisk Mazowiecki, 31 lipca
Stanisław Rembek, Dziennik okupacyjny, Warszawa 2000.
Dom Sierot dr. Janusza Korczaka jest teraz pusty. Kilka dni temu staliśmy wszyscy przy oknie i patrzyliśmy, jak Niemcy otaczają budynki. Szeregi dzieci trzymających się za rączki zaczęły wychodzić z bramy. Były wśród nich maluszki mające po dwa, trzy latka. Najstarsze miało może ze trzynaście lat. Każde dziecko trzymało w ręku tobołek. Wszystkie miały białe fartuszki. Szły parami spokojnie, a nawet z uśmiechem. Nie miały najmniejszego przeczucia swego losu. Na końcu tego pochodu maszerował dr Korczak, który pilnował, żeby dzieci nie rozchodziły się na boki. Od czasu do czasu z ojcowską troską stukał w dziecinną główkę lub ramię i wyrównywał szeregi. Miał na sobie wysokie buty z wpuszczonymi do środka spodniami, kurtkę z alpaki i granatową maciejówkę. Szedł pewnym krokiem w towarzystwie lekarza z domu dziecka ubranego w biały fartuch. Smutny pochód zniknął za rogiem Dzielnej i Smoczej.
ok. 6 sierpnia
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Godzina szósta. Opustoszałe do dziś ulice roją się od ludzi. Czasu wszystkiego cztery godziny. Smoczą, Nowolipkami, Zamenhofa ciągną zastępy ludzi. Widok przerażający. Na mnie najokropniejsze wrażenie robiły toboły, tłumoki, bety i graty. Ludzie są jeszcze tak pełni wiary, że może jednak... A na Smoczej nowy zgoła widok. Po obu stronach ulicy kierują ruchem i pilnują granic żydowscy policjanci, wygodnie rozparci na krzesłach. Krzesła te przez długie tygodnie, jak niemi świadkowie, znaczyły drogę warszawskich Żydów na tzw. duży Umschlag. [...]
Kontrola się zaczęła. Odbywa się to bardzo prędko. Stoję dość daleko i trudno mi zobaczyć, co się dzieje. W miarę zbliżania się do miejsca kontroli, coraz wyraźniej widzę tłum ludzi; z prawej strony tłum rośnie coraz bardziej; kobiety i dzieci, mężczyzn bardzo mało, przede wszystkim dzieci. Teraz już widzę wyraźnie znajome twarze. Dwaj Ukraińcy strzegą z przodu tej grupy, przeznaczonej na wagony. Z piątek coraz nowe ofiary idą w tym kierunku. Kolej na moją piątkę. Przede mną stoi młodziutka kobieta ze ślicznym dzieckiem na ręku. Pejcz oficera SS spada na jej głowę. Żydowski policjant wypycha ją szybko z szeregu, za kobietą idzie jej mąż. Jakiś chłopiec wyciągnięty z szeregu woła: „Mamo!”. Matkę przepuszczono i boi się obejrzeć za dzieckiem. [...]
Kontroluje nas dwóch oficerów SS. Oczywiście pejcze w ręku. Jedna chwila i wyrok zapadł. Cała piątka puszcza się pędem w kierunku zwolnionych. Każą nam klęczeć. [...] Esesmani liczą nas jak bydło na rzeź. Firma dostała przydział na 750 osób. Żydowscy policjanci pomagają w liczeniu. Nigdy jeszcze, podczas żadnej blokady Niemcy nie postępowali tak wobec żydowskich policjantów. Biją ich przy byle okazji. [...]
Żydowscy policjanci przynoszą przerażającą wiadomość, że żądają jeszcze trzydziestu kobiet spośród zwolnionych. I znowu trzeba przeżywać mękę strachu, że może ja... Jedna za drugą podnoszą się zmęczone postacie i idą na rychłą śmierć. [...]
Wierzyć się wprost nie chce, gdy każą nam wstać. Idziemy pustą Smoczą. Ulica przeraża. Po obu stronach krzesła po policjantach, w rynsztokach plecaki, nowiutkie, świeżo uszyte, wypchane — leżą porzucone przez tych, którzy pojechali na Treblinkę. Idziemy. Z daleka widać już naszą bramę. Idziemy wszyscy: matki bez dzieci, dzieci bez rodziców, mężowie bez żon; jeszcze raz uniknęliśmy śmierci.
Warszawa, 6 września
Archiwum Ringelbluma. Getto warszawskie, lipiec 1942 – styczeń 1943, opracowała Ruta Sakowska, Warszawa 1980.
O zmierzchu widzieliśmy pożary w kilku punktach miasta, a potem nagle zaczęły wyć syreny fabryk obwieszczające nagły alarm przeciwlotniczy. Wkrótce dotarły do nas odgłosy strzelaniny i eksplozji bomb. Nie słyszeliśmy wybuchów o takiej sile już od dawna. Głęboką ciemność nad miastem rozrywały rakiety. Setki bomb eksplodowały w powietrzu. Mama, Anna i ja przytuliłyśmy się do siebie i drżałyśmy razem z całym budynkiem więzienia. Wydawało nam się, że lotnicy celują w więzienie i wyraźnie słyszałyśmy bomby upadające na sąsiednich ulicach: na Nowolipiu, Nowolipkach, Nalewkach i Gęsiej. Jedna bomba spadła na dziedzińcu więzienia, w bardzo niewielkiej odległości od naszego budynku, a eksplozja zatrzęsła murami tak mocno, że przez moment myśleliśmy, że się rozpadną.
Pomyślałam, że byłoby okropne umrzeć tutaj od bomby rzuconej przez wrogów Hitlera, ale jednocześnie nie mogłam opanować uczucia satysfakcji, że hitlerowcy są bombardowani tego samego dnia, w którym urządzili polowanie na Żydów.
Warszawa, 21–22 września
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Powierzchnia getta została w znaczny sposób zredukowana. Teraz jego granice przebiegają ulicami: Smoczą, Gęsią, Franciszkańską, Bonifraterską, Muranowską, Pokorną, Stawkami, Dziką, Szczęśliwą i placem Parysowskim. Wszystkie istniejące jeszcze urzędy Gminy i warsztaty dostały polecenie przeniesienia się na ten nowy teren. Ten rozkaz wydany przez władze niemieckie nosi datę 27 września. Mury otaczające nową dzielnicę żydowską będą miały trzy metry wysokości. Żydowska policja musi utrzymywać porządek podczas przesiedlania. Zakłady, których nie można przenieść, zostaną otoczone specjalnymi murami, a robotnicy będą musieli mieszkać w domach sąsiadujących z fabryką. Praca będzie nadzorowana przez Werkschutz, składający się z byych członków żydowskiej policji.
Warszawa, 27–29 września
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Bombardowania przez radzieckie samoloty odbywają się co noc. Eksplozje wstrząsają murami Pawiaka. Tak już jesteśmy do tych bombardowań przyzwyczajeni, że oczekujemy ich z niecierpliwością. Są jak pozdrowienia z wolnego świata. Samoloty nadlatują co noc mniej więcej o tej samej porze, około jedenastej. Alarm odwoływany jest dopiero rano.
Warszawa, 1 października
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Niesamowitą ciszę przerywają strzały rewolwerowe, terkot erkaemów, warkot motorów samochodowych i motocyklowych patroli niemieckich, łoskot rozbijanych drzwi i mebli, ochrypłe krzyki „Alle Juden raus!”, makabryczny pochód skazanych na śmierć ofiar żydowskich i miarowe uderzenia butów o bruk międzynarodowej bandy faszystowskiej – Litwinów, Łotyszy, Ukraińców i policjantów gettowych pod dowództwem oficerów SS. [...] Chyłkiem sunący wzdłuż ścian strzęp ludzki, obryzgane krwią kamienie bruku, dym unoszący się z tlejących i dogorywających ognisk ulicznych, ostra woń spalenizny – nadają właściwy koloryt temu miastu śmierci.
Getto warszawskie, 15 listopada
ŻIH Warszawa, Archiwum Ringelbluma, sygn. II/300.
Getto znów przeżywa krwawe dni. Od dziewiątego do dwunastego odbywały się kolejne polowania na ludzi. Tym razem Niemcy żądali dużej liczby robotników z warsztatów krawieckich i szewskich. A mieliśmy nadzieję, że hitlerowcy zostawią już w getcie tych, którzy dotąd przetrwali – jest ich zaledwie czterdzieści tysięcy. Pierwszego dnia nowej masakry widziałam przez okno kilku starszych żydowskich policjantów przejeżdżających w rikszach.
Warszawa, 15 listopada
Mary Berg, Dziennik z getta warszawskiego, tł. Maria Salapska, Warszawa 1983.
Żydzi!
Okupant przystępuje do drugiego aktu waszej zagłady!
Nie idźcie bezwolnie na śmierć!
Brońcie się! Weźcie topór, łom, nóż do ręki, zabarykadujcie wasze domy!
Niech was tak zdobywają!
W walce macie możliwość ratunku...
Walczcie!
18 stycznia
Archiwum Ringelbluma. Getto warszawskie, lipiec 1942 – styczeń 1943, opracowała Ruta Sakowska, Warszawa 1980.
Społeczeństwo polskie, mimo iż samo jest ofiarą okropnego terroru ze zgrozą i głębokim współczuciem patrzy na mordowanie przez Niemców resztek ludności żydowskiej w Polsce. Założyło ono przeciwko tej zbrodni protest, który doszedł do wiadomości całego wolnego świata, zaś żydom [sic!], którzy zbiegli z ghetta lub obozów kaźni udzieliło tak wydatnej pomocy, że okupant opublikował zarządzenie, grożące śmiercią tym Polakom, którzy pomagają ukrywającym się żydom [sic!]. Niemniej znalazły się jednostki wyzute ze czci i sumienia, rekrutujące się ze świata przestępczego, które stworzyły sobie nowe źródło występnego dochodu przez szantażowanie Polaków ukrywających żydów i żydów [sic!] samych.
K.W.C. ostrzega, że tego rodzaju wypadki szantażu są rejestrowane i będą karane z całą surowością prawa w miarę możności już obecnie, a w każdym razie w przyszłości.
Warszawa, 11 marca
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
O godz. 4-ej nad ranem Niemcy w małych grupach po trzech, czterech, pięciu […] zaczynają wkraczać na teren międzygetta. Tam się dopiero formują, ustawiają w plutony i kompanie. O godz. 7-ej rano wkraczają na teren getta wojska zmotoryzowane, czołgi i samochody pancerne. Na zewnątrz Niemcy ustawiają artylerię. SS-mani są już teraz gotowi do ataku. Sprężystym, donośnym krokiem w zwartych szeregach wkraczają w jakby wymarłe ulice getta centralnego.
Warszawa, 19 kwietnia
Marek Edelman, Getto walczy, Nakładem C.K. "Bundu" - Warszawa 1945.
[W kawiarni] ruch raczej słaby. Niepokój na mieście duży. Od dwóch dni toczy się formalna bitwa w getcie. Musi być masa ofiar. Przerażenie człowieka ogarnia, w jakich czasach my żyjemy. Oto nie dalej niż kilka przystanków tramwajowych morduje się ludzi, a tu goście piją, jedzą, muzyka, jakiś pan śpiewa… Wyszedłem na chwilę do ogródka i groza człowieka ogarnia. Bez przerwy huk dział i terkotanie karabinów maszynowych. […] Jakieś opętanie apokaliptyczne hula po świecie.
Warszawa, 20 kwietnia
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938-1969, Warszawa 1995
Ciągły ruch w kawiarni. Podaję dzisiaj w ogródku trochę, bo ładna pogoda. Z getta ciągle słychać kanonadę. Toczy się podobno regularna bitwa. Po pracy wracamy z Żunią do domu. Nad gettem olbrzymia łuna i dym. Olbrzymi pożar. Jestem potwornie przygnębiony.
Warszawa, 21 kwietnia
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1969, Warszawa 1995.
Towarzysze i Obywatele!
Od 18 kwietnia w getto warszawskim trwa akcja przeciwdziałania zamiarom okupanta, który postanowi[ł] ostatecznie wymordować resztki żydów [sic!] polskich. Skazani przez Hitlelral [sic!] na śmierć postanowili nie poddać się biernie katom na pastwę i broniąc honoru człowieka i obywatela stawiają [p]otężny opór krwawym siepaczom. Nad Warszawą znów rozpłomieniła się łuna pożarów, znów zagrały karabiny i armaty, znowu odezwał się huk granatów. Robotnicy i pracownicy – obywatele polscy narodowości żydowskiej stanowią rdzeń i duszę tych żydowskich oddziałów bojowych, które podniosły zbrojny protest przeciw gwałtom hitlerowskim. Nad ich głowami w czasie walk powiewa narodowy sztandar polski, ich czyn wiąże się, jako jedno ogniwo, z trwającym już czwarty rok nieprzerwanym ciągiem aktów oporu i walki całej Polski. […]
Robotnikom i pracownikom narodowości żydowskiej, którzy w obliczu niechybnej śmierci postanowili raczej zginąć z bronią w ręku niż poddać się biernie przemocy, przesyłamy braterskie pozdrowienie i zapewnienia, że czyn ich nie przebrzmi bez echa. Wejdzie on w legendę Polski walczącej, stanie się wspólnym dorobkiem ludu Polski, dorobkiem na którym wzniesiony zostanie gmach odrodzonej Rzeczypospolitej.
Do ludów świata wołamy: oto w obliczu potwornych planów zniszczenia, jakie od trzech lat urzeczywistnia okupacja hitlerowska, pod jarzmem najstraszliwszego ter[r]oru, który szaleje na naszych ziemiach, raz po raz wybucha płomienny protest mordowanych i maltretowanych synów polskiej ziemi. Woła o ratunek, o pomoc jak najszybszą, aby dzień pokonania wroga przyszedł przed ostatecznym wyniszczeniem naszych sił żywotnych.
Wołając o jak najszybsze uderzenie z zewnątrz w potęgę niemiecką, wzmocnijmy nasz wysiłek dla przygotowania powszechnego powstania polskiego, które wraz z ofensywą sprzymierzeńców zada śmiertelny cios totalizmowi wszelkich odcieni.
Warszawa, 22 kwietnia
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Polacy, Obywatele, Żołnierze Wolności,
Wśród huku armat, z których armia niemiecka wali do naszych domów, do mieszkań naszych matek, dzieci i żon;
Wśród turkotu karabinów maszynowych, które zdobywamy w walce na tchórzliwych żandarmach i SS-owcach;
Wśród dymu pożarów i kurzu krwi mordowanego ghetta Warszawy – my – więźniowie ghetta – ślemy Wam bratnie, serdeczne pozdrowienia. Wiemy, że w serdecznym bólu i łzach współczucia, że z podziwem i trwogą o wynik tej walki przyglądacie się wojnie, jaką od wielu dni toczymy z okrutnym okupantem.
Lecz wiedzcie także, że każdy próg ghetta jak dotychczas, tak i nadal będzie twierdzą; że może wszyscy zginiemy w walce, lecz nie poddamy się; że dyszymy jak i Wy żądzą odwetu i kary za wszystkie zbrodnie wspólnego wroga.
Toczy się walka o Waszą i naszą Wolność.
O Wasz i nasz – ludzki, społeczny, narodowy – honor i godność.
Pomścimy zbrodnie Oświęcimia, Treblinek, Bełżca, Majdanka.
Niech żyje braterstwo broni i krwi Walczącej Polski!
Niech żyje Wolność!
Śmierć katom i oprawcom!
Niech żyje walka na śmierć i życie z okupantem!
Warszawa, 23 kwietnia
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Getto ciągle się pali. Wiatr wieje na wschód, więc cała Warszawa krztusi się dymem, co jej słusznie przypomina tę tragedię ludzką. Nie mogę się pogodzić z tą myślą. […] Te strzały, te dymy, te wieści z miejsca kaźni…
Warszawa, 28 kwietnia
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938-1969, Warszawa 1995
Rok już z górą minął od okresu, gdy po paroletnich ciężkich prześladowaniach Niemcy rozpoczęli w całej Polsce i stale kontynuują masowe wymordowywanie ludności żydowskiej. W ostatnich właśnie tygodniach stolica Polski jest widownią krwawego likwidowania przez policję niemiecką i najmitów łotewskich resztek warszawskiego ghetta i poza jego murami. Naród Polski, przepojony duchem chrześcijańskim, nie uznający w moralności dwu miar, z odrazą traktuje antyżydowskie bestialstwa niemieckie, a gdy po dniu 19 kwietnia w getcie warszawskim rozgorzała nierówna walka – z szacunkiem i współczuciem traktował mężnie broniących się Żydów, a z pogardą ich niemieckich morderców. Kierownictwo polityczne Kraju dawało już wyraz swego najgłębszego potępienia przeciwżydowskich bestialstw niemieckich i słowa tego potępienia dziś, z całym naciskiem, ponawia. A społeczeństwo polskie słusznie czyni, żywiąc dla ściganych i prześladowanych Żydów uczucia litości i okazując im pomoc. Pomoc tę winno okazywać w dalszym ciągu.
Piętnując obłudę Niemców, którzy popełniają sami nieustannie potworne zbrodnie, a przy pomocy przewrotnej propagandy starają się przedstawić siebie jako obrońców cywilizacji i chrześcijaństwa oraz pozyskać dla swych celów społeczeństwo polskie – wzywam wszystkich do demaskowania ich i bezwzględnego zwalczania.
Warszawa, 30 kwietnia
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
[…] to getto wisi dymiące. Nie mogę po prostu myśleć o niczym. Jestem tak przygnębiony, tak przybity, jak nigdy. I ten wstyd za poniewierane człowieczeństwo! Wyszedłem na chwilę z kawiarni do ogródka. Chmury czerwonego dymu buchają, niebo zasnute nimi, ponad tym krąży samolot i rzuca bomby. Co chwila huk i wstrząs. Tam giną ludzie. Zda mi się, że słyszę krzyk mordowanych… Nie, nie mogę.
Warszawa, 30 kwietnia
Marian Wyrzykowski, Dzienniki 1938–1969, Warszawa 1995.
Droga kanałami trwa całą noc. W kanałach napotykamy wciąż na zasieki, które porobili tu przewidujący Niemcy. Włazy pozasypywane są gruzem. W przejściach wiszą granaty, które przy dotknięciu natychmiast wybuchają. Co pewien czas Niemcy wpuszczają gaz trujący. W tych warunkach w kanale wysokim na 70 cm, gdzie nie można się wyprostować, a woda sięga do ust, czekamy 48 godzin na wyjście. Co chwilę ktoś mdleje. Najbardziej męczy pragnienie. Niektórzy piją gęstą. Szlamowatą wodę kanału. Sekundy trwają miesiące. 10-go maja o godzinie 10-ej rano przed właz na ulicy Prostej, róg Twardej zajeżdżają dwa ciężarowe samochody. W biały dzień, bez żadnej prawie obstawy […] – otwiera się klapa włazu i jeden po drugim, w oczach zdumionego tłumu wychodzą z czarnej jamy Żydzi z bronią w ręku […]. Nie wszyscy dążą się wydostać.
Warszawa, 10 maja
Marek Edelman, Getto walczy, nakładem C.K. Bundu, Warszawa 1945.
Stoimy już wobec ponurego bilansu antyżydowskiej akcji niemieckiej. Według naszego szacunku ilość Żydów pozostałych przy życiu w gettach i zużywanych do robót różnego rodzaju nie przekracza chyba kilkuset tysięcy. Poza gettem ukrywają się przeważnie Polacy pochodzenia żydowskiego, całkowicie zasymilowani, bowiem jest to najważniejszym warunkiem zmieszania się z ludnością i ukrycia. Niemcy rozstrzeliwują złapane jednostki, rozstrzeliwując jednocześnie i Polaków udzielających im schronienia. Tych ludzi może być kilkanaście tysięcy. Po bohaterskiej obronie w getcie warszawskim w masach wyrósł szacunek do ludności żydowskiej. Ani dla Żydów, ani dla nas niezrozumiała jest obojętność wobec faktu wymordowania na oczach świata co najmniej 3 milionów Żydów. W każdym razie stanowisko polskie, obstające przy całkowitym równouprawnieniu, dało nam w tych sprawach silną podstawę moralną. Niemcy usiłują wszelkimi sposobami wciągnąć chociażby część ludności polskiej do akcji antyżydowskiej, co byłoby kiedyś wspaniałym argumentem propagandowym: dalsze więc podkreślanie przez Rząd pomocy prześladowanym Żydom jest rzeczą konieczną.
Warszawa, 20 czerwca
Polacy–Żydzi 1939–1945. Wybór źródeł, oprac. Andrzej Krzysztof Kunert, Warszawa 2006.
Drodzy przyjaciele!
Piszemy do Was w chwili, gdy 95 procent Żydów polskich zginęło w straszliwych męczarniach [...]. Czy ktoś z nas, działaczy społecznych, pracujących w warunkach podwójnej konspiracji, przetrwa wojnę, wątpimy. Pragniemy dlatego tą drogą opowiedzieć Wam w krótkich słowach o tych pracach, które nas z Wami najbardziej łączą. [...]
Dzięki intensywnej pracy licznego sztabu współpracowników zebrano kilkanaście skrzyń niezwykle cennych dokumentów, kronik, pamiętników, reportaży, zdjęć itd. Wszystkie te materiały zakopane są na terenie getta; nie mamy do nich dostępu. Większość materiałów, przesłanych zagranicę, pochodzi z naszego archiwum. Alarmowaliśmy świat dokładnymi informacjami o największej zbrodni w dziejach. Pracę archiwalną prowadzimy w dalszym ciągu. Mimo straszliwych warunków zbieramy pamiętniki i dokumenty, dotyczące martyrologii, walki i obecnych warunków życia reszty Żydów polskich. W 1941 i 1942 roku byliśmy w kontakcie z Z. Kalmanowiczem w Wilnie, który pod kontrolą Niemców porządkował materiały JIWO i znaczną część ich ukrył. Obecnie w Wilnie nie ma Żydów. [...]
Niewielu nas pozostało przy życiu. [...] czy wypadnie nam jeszcze zobaczyć się z Wami, wątpimy.
Getto warszawskie, 1 marca
Katarzyna Madoń-Mitzner, Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu, „Karta” nr 39/2003.
Dziś wypada smutna rocznica bestialskiego zlikwidowania żydowskiego getta w Warszawie. Likwidacja Żydów kontynuowana jest przez hitlerowców od wielu już lat. Epilogiem tej zbójeckiej działalności była zagłada pozostałej przy życiu garstki Żydów w Warszawie. [...]
19 kwietnia 1943 r. garstka Żydów, przeważnie ludzi młodych, zdecydowała stawić czoło przeważającym siłom wroga. Mieli przed sobą po zęby uzbrojonego przeciwnika, zdecydowanego stosować najbardziej brutalne środki walki, aby poskromić „bezczelność” pariasów. Skazani byli z góry na zagładę. Bo cóż mógł zwojować człowiek, nawet najbardziej zdeterminowany, wobec okrutnego wroga, osamotniony, pozbawiony nadziei pomocy. Mógł być tylko zniszczony. Ta beznadziejna walka przypominała biblijną legendę o potyczce między Dawidem a Goliatem. Tym razem jednak nie zakończyła się ona tak pomyślnie. Tym razem Dawid padł...
[...]
W walce powstańczej przeciwko hitlerowcom – wspólnego wroga całego społeczeństwa – ostatnie tchnienie wydało blisko 50 tysięcy bojowników, ich matki, żony i dzieci. Ich krew nie da się niczym zmyć z rąk zbójców esesowskich oraz ich popleczników. Dzisiaj, w pierwszą rocznicę ich tragicznej śmierci łączymy się pamięcią z ofiarami tego bestialstwa, wyrażając jednocześnie głęboką pogardę dla morderców hitlerowskich.
Warszawa, 19 kwietnia
Leon Guz, Targowa 64. Dziennik 27 I 1943–11 IX 1944, Warszawa 1990.
Wróciliśmy we środę rano, a zaraz we wtorek poszłam z ZAIKS-em na wrześniowe powszechne odgruzowywanie stolicy. Byli i członkowie, i pracownicy ZAIKS-u, ale przyszli chyba głównie pracownicy, bo nikogo nie znałam prócz pani Pomirowskiej, która pilnowała naszych rzeczy, pani Orzechowskiej, sekretarki Związku, i Zawieyskiego, z którym razem wybieraliśmy z gruzu cegły. Potem już tylko układałam i sama własnoręcznie z podawanych mi cegieł ułożyłam stos, w którym, jak potem obliczyłam, było około 500 cegieł. Uderzyła mnie niesamowitość widoku. Byliśmy na terenie dawnego getta, koło nowej Marszałkowskiej, ale w jakim to było miejscu dawnej Warszawy, to nie mogłam rozpoznać. Pod niebem bardzo błękitnym – góry miału i gruzu o płowej barwie pustyni poprzetykane tu i ówdzie rdzawą cegłą – zapstrzyły się nagle ruchliwie kolorowymi bluzkami, koszulami, spódnicami. Za usypiska gruzu pomału zachodziło słońce, wkrótce nad krawędzią grzbietu tych Gór Martwych widać już było tylko zielono-złoty blask opustoszałego powietrza. Na dole z przeciwległej strony był przed nami krajobraz rozwalonego, nie znanego mi i nierozpoznawalnego w swej kalekiej postaci miasta – przeszyty świetną nowoczesną arterią Nowej Marszałkowskiej, po której między zielenią trawników wysadzanych strzyżonymi brzostami (takimi jak były na Akademickiej we Lwowie) – śmigały jeszcze purpurowe od słońca, z zapalonymi oknami tramwaje. Z gruzów i usypisk po drugiej stronie tej w pustce założonej ulicy spływały całe kolumny różnego rodzaju młodzieży wracającej z odgruzowywania. Szli w ordynku, tupali, krzyczeli, śpiewali. Ludzka wytresowana miazga – masa. Nie wiem, dlaczego malarze nie umieją tego wszystkiego namalować.
Warszawa, ok. 26 września 1949
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 1, 1945–1949, Warszawa 1996.
W 50. rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie zwracamy się do doktora Marka Edelmana, ostatniego dowódcy bohaterskich żołnierzy Żydowskiej Organizacji Bojowej, z wyrazami szacunku, podziwu i solidarności.
Jest Pan dla nas żywym symbolem walki z totalitarną przemocą, z ideologią i praktyką ludobójstwa. Heroiczny zryw Żydów z getta warszawskiego jest i będzie znakiem nadziei dla stojących wobec nowych wyzwań pokoleń.
Prosimy o przekazanie wyrazów naszego szacunku żyjącym bojowcom ŻOB: [Chajka Bełchatowska-Spigel, Masza Glajtman-Putermilch, Pnina Grynszpan-Frymer, Aronowi Karmiemu, Simche Rotemowi (Kazimierzowi Ratajzerowi), Bronisławowi Spigelowi.
Balcerowicz Leszek [i in.]
19 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 91, 19 kwietnia 1993.
W 50. rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie zwracamy się do doktora Marka Edelmana, ostatniego dowódcy bohaterskich żołnierzy Żydowskiej Organizacji Bojowej, z wyrazami szacunku, podziwu i solidarności.
Jest Pan dla nas żywym symbolem walki z totalitarną przemocą, z ideologią i praktyką ludobójstwa. Heroiczny zryw Żydów z getta warszawskiego jest i będzie znakiem nadziei dla stojących wobec nowych wyzwań pokoleń.
Prosimy o przekazanie wyrazów naszego szacunku żyjącym bojowcom ŻOB: [Chajka Bełchatowska-Spigel, Masza Glajtman-Putermilch, Pnina Grynszpan-Frymer, Aronowi Karmiemu, Simche Rotemowi (Kazimierzowi Ratajzerowi), Bronisławowi Spigelowi.
Balcerowicz Leszek i inn.
19 kwietnia
„Gazeta Wyborcza” nr 91, z 19 kwietnia 1993.